sobota, 14 sierpnia 2010

[DVD] PTAKI

(The Birds)
USA , 1963 (2004), 115 min.
Produkcja: Alfred Hitchcock
Reżyseria: Alfred Hitchcock
Scenariusz: Evan Hunter na podstawie opowiadania pod tym samym tyt. autorstwa Daphne du Maurier
Zdjęcia: Robert Burks
Montaż: George Tomasini
Scenografia: Robert Boyle
Muzyka: Oskar Sala, Remi Gassmann, Bernard Herrmann
Kostiumy: Edith Head, Rita Riggs
Występują: Tippi Hedren , Suzanne Pleshette , Jessica Tandy , Rod Taylor i inni
Dystrybucja: Universal

FADE IN: Są takie filmy, którymi straszy się niegrzeczne dzieci. Jako że młody już nie jestem, załapałem się na to, żeby straszono mnie filmami z drugiej połowy dwudziestego wieku. Jednym z nich była recenzowana dzisiaj przyrodnicza fanaberia Alfreda Hitchcocka.


ALE O SSO HOZI?
Melanie (Tippi Hedren), atrakcyjna bywalczyni kalifornijskich salonów, udaje się w romantyczny pościg za Mitchem (Rod Taylor), przystojnym prawnikiem, którego poznała w sklepie ornitologicznym w San Francisco. Gdy w malowniczym Bodega Bay Melanie odnajduje dom jego zaborczej matki (Jessica Tandy), na dzień dobry zostaje zaatakowana przez mewę. Dalsze godziny przynoszą podobne ataki na mieszkańców miasteczka, w tym na uczniów lokalnej szkoły prowadzonej przez byłą dziewczynę Mitcha, Annie (Suzanne Pleshette). Gdy niewytłumaczalna agresja ptaków nasila się, przynosząc pierwsze śmiertelne ofiary, Melanie, Mitch, jego rodzina i wszyscy mieszkańcy Bodega Bay muszą znaleźć sposób na ratunek przed morderczymi ptakami.

FILM
Ptaki nie są najlepszym filmem Hitchcocka – to na pewno. Denerwują dziurami w scenariuszu i mało satysfakcjonującym zakończeniem (ostatnia sekwencja według pomysłu scenarzysty Evana Huntera nie weszła do filmu). Nie zmienia to faktu, że po prawie pięćdziesięciu latach od premiery ten pięćdziesiąty siódmy (!) film barona psychologicznego thrillera nadal zaskakuje swoim nowatorstwem formalnym – zarówno pod względem rewolucyjnych na tamte czasy efektów specjalnych (na które dzisiaj można patrzeć tylko z uśmieszkiem), jak i eksperymentami z gatunkowością samej opowieści. Po studium schizofrenii w Psychozie (1960) Hitchcock zaskoczył tutaj oryginalnym połączeniem dreszczowca, science fiction, horroru i czegoś, co później przyszło nam nazywać filmem katastroficznym. W ten sposób Ptaki stanowiły forpocztę kina, które kwestionowało powojenną stabilizację w sposób pozbawiony będących wówczas na porządku dziennym antykomunistycznych podtekstów (chociażby Inwazja porywaczy ciał Dona Siegla, Nie z tej Ziemi Richarda Cormana, czy nawet Północ - północny zachód samego Hitcha), z powodzeniem materializując przy tym wewnętrzne lęki konsumpcyjnego społeczeństwa (nie bez kozery główną postacią w filmie jest proto-Paris Hilton, która spędza dni na pielęgnowaniu własnych paznokci).

Ptaki przerażały (i w dużej mierze robią to nadal) głównie tym, że źródłem zagrożenia nie są tu agenci obcego wywiadu, inwazja Związku Radzieckiego, czy kosmici w zaawansowanych technologicznie kombinezonach z folii aluminiowej, ale całkiem niepozorny element naszej codzienności – tak pospolity, że ciężko skojarzyć go z jakąkolwiek formą niebezpieczeństwa. Hitchcock zdawał sobie sprawę z faktu, jak przerażającą jest perspektywa takiego pozbawionego logiki ataku niezliczonej ilości ptactwa, dlatego też w filmie całkiem mądrze potęguje przerażenie widza, nie podając nam wyjaśnienia tego, co mogło stać za tym brutalnym buntem natury.

I ten zajmujący scenariusz irracjonalnego ataku fauny do dzisiaj rozpala ograniczone umysły hollywoodzkich producentów. Michael Bay i jego Platinum Dunes (odpowiedzialni za całkiem zbędne nowe wersje m.in. Piątku trzynastego i Koszmaru z Ulicy Wiązów) mają plany przeniesienia Ptaków w bardziej współczesny kontekst. Poczekamy, zobaczymy.

"Widzę, że zainteresowała panią moja fototapeta. Zapewniam, że ta w sypialni jest dużo ciekawsza". Mitch Brenner (Rod Taylor), Melanie Daniels (Tippi Hedren) i nakładany obraz w kolorach nieznanych naturze.


OBRAZ/DŹWIĘK
Obraz: standardowy format 16:9. Technikolor nigdy nie wyglądał tak... kolorowo.

Dźwięk: tylko wersja oryginalna w Dolby Digital 2.0. Do pomocy napisy po polsku, czesku i węgiersku.

DODATKI
Całkiem pokaźne, biorąc pod uwagę fakt, że oglądamy film sprzed prawie pół wieku:
  • Wszystko o Ptakach - siedemdziesięciodziewięciominutowy dokument o tworzeniu filmu zrealizowany na potrzeby tego wydania DVD. Wiekowi już aktorzy i członkowie ekipy wracają wspomnieniami do pracy z Hitchcockiem.
  • Tippi Hedren-pierwsze próby z kamerą - zdjęcia próbne gwiazdy Ptaków, w których Tippi Hedren odgrywa sceny z poprzednich filmów Hitchcocka.
  • Nowinki Universalu - kroniki reklamowe studia, które sfinansowało Ptaki. Ponad trzy minuty archiwaliów poświęconych promocyjnemu tournee filmu w 1963 roku.
  • Alternatywne zakończenie - scenopis zakończenia filmu (strona po stronie) według oryginalnego pomysłu scenarzysty Evana Huntera. Potwierdzam: to, co wymyślił Hunter, ma większy sens niż to, co końcowo znalazło się na celuloidzie.
  • Plansze filmowe - jak wyżej: okraszony komentarzem scenarzysty scenopis usuniętej sceny z drugiego aktu, w której Melanie i Mitch, pod nieobecność jego matki, w końcu padają sobie w ramiona.
  • Fotosy – galeria plakatów i zdjęć z produkcji filmu.
  • Zwiastun - humorystyczna zapowiedź Ptaków, w której reżyser opowiada o długoletniej przyjaźni między ludźmi i ptactwem wszelakim.

CZYLI WARTO?
Musowo. Choć nie bez wad, Ptaki to kawał historii kina, chwalebny wynik pracy jednego z najbardziej płodnych reżyserów w swym najbardziej twórczym okresie, i przy okazji prekursor kina katastroficznego (nie mylić z kinem katastrofalnym w rodzaju polskich komedii romantycznych). Dzieci Ptakami się już raczej postraszyć nie da, ale z drugiej strony, skoro dla naszych milusińskich powstają takie filmy jak Koralina (2009) Henry'ego Selicka czy ParaNorman (2012) Sama Fella i Chrisa Butlera (horrorowatość których zawstydziłaby nawet samego Hansa Christiana Andersena), to chyba mało rzeczy jest je w stanie ruszyć w ogóle. A że to wydanie DVD przygotowano z należytym szacunkiem tak dla materiału, jak i dla widza, to tym bardziej nie ma się nad czym zastanawiać.

FILM

(2 x KLAPS! = całkiem dobry film)

DVD

(1,5 x KLAPS! = bardzo dobre DVD)

KLAPS ZBIORCZY

(1,75 x KLAPS! = dobry zakup)


FADE OUT: W Ptakach nie uświadczymy partytur nadwornego kompozytora Hitcha, Bernarda Herrmanna (pomimo tego, że dziwnym trafem widnieje on na liście płac - razem z odpowiedzialnymi za ptasie odgłosy Oskarem Salą i Remim Gassmannem). Reżyser zadecydował, że w tym konkretnym przypadku muzyka umniejszałaby suspens budowany przez "naturalne" dźwięki świata przedstawionego. A przecież z muzyką mogło być tak ciekawie:


Źródła: Universal Pictures, METACAFE, Alfred Hitchcock Fans Online

4 komentarze:

  1. kiedyś ten film zrobił na mnie duże wrażenie, kiedy nie było 3d i komputerów:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Inne czasy, inne myślenie. I całkiem inny etos pracy: kiedyś ograniczenia w środkach wymuszały kreatywne myślenie (np. te stada ptaków na placu zabaw to w 95% kukły tylko poprzetykane kilkoma żywymi ptakami - a na pierwszy rzut oka i tak nie idzie tego zauwazyć). Dzisiaj dzięki efektom komputerowym można pokazać wszystko i to wszystko często wygląda tak, że czasem lepiej wcale nie patrzeć...

    OdpowiedzUsuń
  3. I dlatego wolę popatrzeć na PTAKI niż inne przesycone do bólu, wypypciane filmidła, gdzie efekty są tak zajebiste, że w fotel wbija....no właśnie, że nie wbija....Sztuką jest pokazać coś bez komputera (ciekawe czemu Avatar poniósł klęskę); tęsknię czasami za czymś co jest dla mnie prawdziwym kinem, za perfekcyjnym do bólu Kubrickiem czy von Trierem.MG

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy technika pozwala zmaterializować na ekranie najśmielsze wymysły reżysera, nagle okazuje się, że efekty specjalne nie są już wcale takie...specjalne. Zamiast stanowić atrakcję kilku wystawnych scen, coś, co kiedyś nazywało się zdjęciami trikowymi, nagle staje się głównym narzędziem w budowaniu świata przedstawionego; efekt taki, że historia może i zyskuje na wizualnej atrakcyjności scenerii (jeżeli efekty faktycznie zostały zrobione profesjonalnie - jak np. w "Dystrykcie 9"), ale w takiej sytuacji widz i tak musi podwójnie postarać się, żeby tę komputerową scenerię zaakceptować jako rzeczywiste środowisko, w którym poruszają się bohaterowie. A jeżeli efekty miałyby przeszkadzać mi w tym zanurzeniu się w historię, to mi się to całkiem nie kalkuluje - zamiast być dodatkiem do filmu, takie efekty tylko filmowi przeszkadzają (pewnie jeszcze trochę czasu minie, nim komputerowo stworzone elementy na ekranie będą faktycznie wyglądały fotorealistyczne). Dlatego cieszy, że niektórzy młodzi świadomie przedkładają bardziej namacalne, analogowe techniki wykorzystywania makiet (np. Duncan Jones w "Moon") nad tanie i szybkie rzeźbienie w pikselach - i wygląda to bardziej realnie, i nic widza nie wytrąca ze świata filmu:
    http://www.youtube.com/watch?v=twuScTcDP_Q

    OdpowiedzUsuń