(Bébé[s])
Francja, 2010, 76 min.
Reżyseria: Thomas Balmès





(1,5 x KLAPS! = bardzo dobry film)
Źródła: materiały dystrybutora
Francja, 2010, 76 min.
Reżyseria: Thomas Balmès
Dystrybucja: Kino Świat
Kolejny tydzień - kolejny dokument na naszych ekranach. Na dodatek tak inny od Armadillo - wojna jest w nas jak to tylko możliwe: pod względem tematu, formy, tonu, a już na pewno bohatera.
W Bobasach francuski dokumentalista Thomas Balmès przygląda się pierwszym dwunastu miesiącom z życia czwórki maluchów: Ponijao z Namibii, Hattie z San Francisco, Mari z Tokio i Bayarjagala z Mongolii. Kamera towarzyszy dzieciom od momentu narodzin aż do chwili, kiedy o własnych siłach po raz pierwszy stają na nogi.
Pomimo tego, że film Balmèsa trwa skromne siedemdziesiąt sześć minut, egzystencjalna radość, jaką przynosi jego projekcja, zostaje w człowieku na długie dni (mi nie wywietrzała już od ponad tygodnia). Nie wynika to - jak możnaby sądzić - z prostego faktu, że niemowlaki potrafią być nieziemsko pocieszne (w przerwach pomiędzy serenadami abstrakcyjnej rozpaczy, ma się rozumieć); humanistyczne zachwyt nad Bobasami bierze się z tego, że są one najlepszym dowodem na to, że pomimo wszystkich różnic, jakie mogą nas dzielić (geograficznych, ekonomicznych, kulturowych, itd.), w swoich pierwszych próbach ogarnięcia świata wszyscy jesteśmy tak samo rozkoszni. Balmèsa nie interesuje komizm sytuacyjny wynikający z nieporadności maluchów, czy też z ich naturalnego braku poszanowania dla ustalonych przez nas norm (chociaż takich scen jest tu mnóstwo). Zamiast dbać o nasze dobre samopoczucie, reżyser woli skupić się na fenomenie kształtowania się charakteru już w pierwszych miesiącach poznawania najbliższego środowiska (a dla każdego z dzieciaków jest ono tutaj inne), podpatrując pierwsze sukcesy i porażki piątki bobasów w interakcji z otoczeniem. Chwała dla reżysera, że nie uległ pokusie YouTube'owej konwencji "popatrzcie, jak niemowlak robi śmieszne rzeczy" i potraktował raczkujące pociechy z powagą należytą bohaterom dokumentu.
Zero narracji z offu, zero odautorskiego komentarza - nic tylko zapis z dwóch, w dużej mierze statycznych kamer, z humorem zmontowany przez Craiga McKaya (Milczenie owiec, 1991), owinięty kocykiem pociesznej muzyki Bruno Coulaisa (Sekret Księgi Kells, 2009).
Minimalistycznie. Mądrze. Uroczo.
Eh, chyba robię się stary.
Pomimo tego, że film Balmèsa trwa skromne siedemdziesiąt sześć minut, egzystencjalna radość, jaką przynosi jego projekcja, zostaje w człowieku na długie dni (mi nie wywietrzała już od ponad tygodnia). Nie wynika to - jak możnaby sądzić - z prostego faktu, że niemowlaki potrafią być nieziemsko pocieszne (w przerwach pomiędzy serenadami abstrakcyjnej rozpaczy, ma się rozumieć); humanistyczne zachwyt nad Bobasami bierze się z tego, że są one najlepszym dowodem na to, że pomimo wszystkich różnic, jakie mogą nas dzielić (geograficznych, ekonomicznych, kulturowych, itd.), w swoich pierwszych próbach ogarnięcia świata wszyscy jesteśmy tak samo rozkoszni. Balmèsa nie interesuje komizm sytuacyjny wynikający z nieporadności maluchów, czy też z ich naturalnego braku poszanowania dla ustalonych przez nas norm (chociaż takich scen jest tu mnóstwo). Zamiast dbać o nasze dobre samopoczucie, reżyser woli skupić się na fenomenie kształtowania się charakteru już w pierwszych miesiącach poznawania najbliższego środowiska (a dla każdego z dzieciaków jest ono tutaj inne), podpatrując pierwsze sukcesy i porażki piątki bobasów w interakcji z otoczeniem. Chwała dla reżysera, że nie uległ pokusie YouTube'owej konwencji "popatrzcie, jak niemowlak robi śmieszne rzeczy" i potraktował raczkujące pociechy z powagą należytą bohaterom dokumentu.
Zero narracji z offu, zero odautorskiego komentarza - nic tylko zapis z dwóch, w dużej mierze statycznych kamer, z humorem zmontowany przez Craiga McKaya (Milczenie owiec, 1991), owinięty kocykiem pociesznej muzyki Bruno Coulaisa (Sekret Księgi Kells, 2009).
Minimalistycznie. Mądrze. Uroczo.
Eh, chyba robię się stary.





(1,5 x KLAPS! = bardzo dobry film)
Źródła: materiały dystrybutora
Przemiło jest przeczytać taką recenzję i to jeszcze napisaną przez mężczyznę! W zupełności się zgadzam z każdym słowem, dodałabym tylko, że warto jest ten film zobaczyć nie tylko ze względu na temat, ale także na cudowne zdjęcia. Aż chciało by się być takim bobasem i leżeć sobie smacznie w łóżeczku nie zważając na leżącego obok np. koguta:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za recenzję.
Cz
Zdjęcia rzeczywiście nieziemskie, szczególnie te z terenów Mongolii (światło w chatce rodziny Bayarjagala jest niemalże mistyczne).
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i pozdrawiam!