wtorek, 7 czerwca 2011

[SZYBKI KLAPS!] KAC VEGAS W BANGKOKU



















(The Hangover Part II)
USA, 2011, 102 min.
Reżyseria: Todd Phillips
Dystrybucja: Warner Bros. Entertainment Polska

Trzeba mieć niezły tupet, żeby wciskać widzom dwa razy ten sam film i kazać sobie za to tak samo płacić. Reżyser pierwszej części Kac Vegas Todd Phillips (Zanim odejdą wody, 2010) tę czelność najwidoczniej ma i  -  jak dowodzą już teraz snute plany na część trzecią - za swoją nonszalancję wcale nie ma zamiaru nikogo przepraszać.

Dwa lata po wydarzeniach z Kac Vegas pierdołowaty dentysta Stu (Ed Helms) staje na ślubnym kobiercu jako kolejny z członków męskiej watahy znanej z pierwszej części. (Kto tamten film pamięta, zdziwi się całkowitym pominięciem wątku poprzedniej żony Stu, granej przez Heathem Graham prostytutki Jade, ale nie rozmieniajmy się na drobne). Jako, że nowa wybranka Stu jest Tajką (Jamie Chung), cały zespół na kilka dni przed ślubem ląduje w malowniczej Tajlandii. Nauczony doświadczeniem dentysta tym razem najchętniej całkowicie odpuściłby sobie wieczór kawalerski, jednak balangowicz Philip (Bradley Cooper) upiera się, by tradycji stało się zadość. W tym samym czasie Alan (Zach Galifianakis), wcielenie społecznego nieprzystosowania i główny powód niesczęść bohaterów podczas pamiętnej wizyty w Las Vegas, czuje się przyćmiony postacią wszechstronnie utalentowanego, szesnastoletniego brata narzeczonej Stu (Mason Lee), i zaczyna uprzykrzać mu życie na wszelkie możliwe sposoby. By pogodzić męską gromadę, przyszła panna młoda namawia zwaśnionych, by zakopali topór wojenny przy symbolicznym, wieczornym piwku na plaży...

W Kac Vegas w Bangkoku podobieństw do części pierwszej jest tyle, że nie wiadomo, od czego zacząć: tej samej konfiguracji zależności między bohaterami, nowych wersji tych samych gagów, powtarzalności udzkich reakcji, czy bliźniaczej struktury ogólnie. Wystarczy porównać niemalże identyczne zwiastuny obu filmów, by zrozumieć, że bardziej niż z drugą częścią, mamy tutaj do czynienia z remakiem oryginalnego Kac Vegas, różniącym się od kasowego poprzednika tym, że humor jest tu jeszcze bardziej dosadny, co jeszcze vardziej oddalaja dyptyk Phillipsa od delikatnych – jak się okazuje - standardów typowej grubiańskiej komedii w rodzaju serii American Pie.

Co dziwne, nie ogląda się tego wcale tak źle, jak można by wywnioskować z powyższego narzekania. Reżyser zdaje się w pełni świadomy tego, że scenariusz tym razem inwencją nie grzeszy (pozbawiony przede wszystkim efektu novum, jakim w Kac Vegas było połączenia komedii sytuacyjnej z detektywistyczną zagadką), stara się zdeklasować poprzednika na poziomie akceptowalności humoru, który towarzyszy tajskim przygodom grupy powracających bohaterów (znalazło się i miejsce dla znanych z pierwszej części Mike’a Tysona i Kima Jeonga jako pana Chow). Podobnie jak poprzednio mamy tu elementy komediowe przemieszane z akcją, jednak paskudnie nieprzyjemny charakter doświadczeń, jakie tym razem są udziałem watahy (spółkowanie z transwestytami, radosne obcinanie sobie palców, wszczynanie zamieszek po pijaku), zmienia tę wersję Kaca z lekko pieprznej, niegroźnej komedii, w kino cyniczne, mroczne i wybitnie nie dla wszystkich. Kac Vegas od biedy można obejrzeć z dorosłymi członkami rodziny jakimś niedzielnym popołudniem – wyświetlenie tej samej widowni jej kontynuacji może skończyć się wydziedziczeniem i banicją z rodzinnego domu.


(3 x KLAPS! = przeciętny film)

I jeszcze prośba do polskich tłumaczy: nie strzelajcie sobie w piętę zbytnią inwencją w przekładaniu tytułów. The Hangover trzy lata temu można było bez problemu przetłumaczyć całkiem po bożemu  (jako "kac") i nikt w polskim oddziale UIP nie musiałby się teraz budzić się z ręką w nocniku i tworzyć logiczne potworki w rodzaju Kac Vegas w Bangkoku. Film jest idiotyczny świadomą decyzją reżysera, tytuł – już wyłącznie waszą translatorską niekompetencją.

Źródła: WorstPreviews, YouTube, materiały dystrybutora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz