Ani na Panaceum, ani na Mebelki nie czekałem tak bardzo, jak na dokument Pokój 237. Film Rodneya Aschera to analiza znaczeń rzekomo poukrywanych przez Stanleya Kubricka w jego adaptacji Lśnienia (1980) Stephena Kinga. Dokumentalista zebrał szóstkę filmoznawców i historyków, którzy latami dopatrywali się w filmie szczegółów, które potwierdzałyby teorię, jakoby Lśnienie Kubricka - które znacznie odbiega od literackiego pierwowzoru - było filmem o czymś więcej niż tylko niespełnionym pisarzu, który dostaje pierdolca w hotelu wybudowanym na cmentarzu Indian. Reinterpretacja antycznego motywu Minotaura, filmowa metafora zagłady Żydów, czy nawet wyrzuty sumienia po sfingowaniu dla rządu USA lądowania na Księżycu - pomysłów na to, co autor miał na myśli, gadające głowy mają wiele, a wszystko to podane w formie audio, ilustrowanej niespecjalnie ciekawym montażem fragmentów z wszelkiej maści tytułów (w tym kilku samego Kubricka). Problem z filmem Aschera polega na tym, że większość teorii wysnuwanych przez zgromadzonych tu specjalistów ma tak wątłe podstawy, że nie idzie się do nich przekonać, a sami eksperci często brzmią, jak pochowani po bunkrach zwolennicy teorii spiskowej świata. Całość ratuje klimat kinofilskiego szacunku do analizowanego tekstu kultury i odczuwalne zafascynowanie twórców obrazem, który nie przestaje intrygować od ponad trzydziestu lat.
Choć kierowany głównie do fanów filmu Kubricka, Pokój 237 może w najbliższych miesiącach zyskać szerszy zasięg, bo oto - jak donosi Total Film - Warner Bros. przygotowują się do nakręcenie prequela wydarzeń, które miały miejsce w hotelu Overlook. Innymi słowy, czeka nas niezła rzeźnia.
Choć kierowany głównie do fanów filmu Kubricka, Pokój 237 może w najbliższych miesiącach zyskać szerszy zasięg, bo oto - jak donosi Total Film - Warner Bros. przygotowują się do nakręcenie prequela wydarzeń, które miały miejsce w hotelu Overlook. Innymi słowy, czeka nas niezła rzeźnia.
Ekranowe poczynania Leny Dunham można tolerować lub nie. Znam takich, dla których Dziewczyny to nic specjalnego i flagowy przykład "nadrabiania osobowością". W sumie trudno się nie zgodzić z tą drugą opinią, bo co, jak co, ale to właśnie osobowość Dunham pozwoliła jej przebić się ze swoim debiutem do szerszej publiczności. Emocjonalny i fizyczny ekshibicjonizm, zakorzenienie w nowojorskim hipster-spleenie, dystans do swoich postaci, wprawne balansowania na cienkiej linii między humorem a tragedią - w Mebelkach znajdziemy wszystkie cechy, które zaważyły na sukcesie Dziewczyn, ale tu podane w wersji bardziej stonowanej, dobrze wpisującej się w mumblecore'owy trend sprzed kilku lat i pozbawionej rygoru narzuconego przez współpracę z komediowym weteranem Judem Apatowem. Znani z serialu Alex Karpovsky i Jemima Kirke w Mebelkach grają w zasadzie te same postaci, co w Dziewczynach, a i bohaterka Dunham pod względem charakteru niespecjalnie różni się od Hannah. Jako dwudziestodwuletnia Aura, która próbuje znaleźć sens życia po ukończeniu studiów, Dunham w Mebelkach nadal jest tą samą przytłoczoną rzeczywistością neurotyczką, żyjącą w przeświadczeniu, że cały świat się na nią uwziął, którą pokochały tysiące podobnych jej dziewcząt. Mebelki to głos pokolenia, które z własnej nieporadności i egoizmu zrobiło całkiem wdzięczny temat do obyczajowej analizy świata dzisiejszych dwudziestolatków.
Trudno dyskutować o Panaceum, bez perfidnego spojlerowania, dlatego na temat fabuły napiszę tylko tyle, że mamy młodą kobietę, która cierpi na depresję (jak zwykle nieprzenikniona Rooney Mara), jej nowojorskiego psychiatrę (Jude Law, w niełatwej, moralnie dwuznacznej roli), a w tle wielkie interesy firm farmaceutycznych. Biorąc pod uwagę obraz współczesnego człowieka, jaki Soderbergh tutaj odmalowuje, piętnujące chciwość Panaceum zdaje się tworzyć trylogię z jego Magic Mike'em i The Girlfriend Experience, które podobnie komentowały społeczno-obyczajowe przeobrażenia w dobie kryzysu. Tym razem jednak analiza podana jest w wersji stricte kryminalnej, z napięciem budowanym tak wprawnie, jak w najlepszych filmach Hitchcocka. Dawno nikt nie wodził widza za nos w sposób tak bezbłędny i pozbawiony tanich zagrywek, jednocześnie mówiąc coś ważnego o dzisiejszym świecie. Jeżeli Soderbergh faktycznie ma już dosyć kręcenia dla dystrybucji kinowej, to Panaceum jest bardziej niż zacnym pożegnaniem z dużym ekranem.
Wracając do kwestii pogody, dziś nie pada i słońca jakby więcej - oby ta aura utrzymała się do wieczora, bo o 20:00 pierwszy pokaz z cyklu Kino Na Dachu, czyli europejska premiera White Reindeer Zacha Clarka, z udziałem samego reżysera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz