piątek, 18 lutego 2011

PRAWDZIWE MĘSTWO

(True Grit)
USA, 2010, 110 min.
Producent: Scott Rudin, Ethan Coen, Joel Coen
Reżyseria: Ethan i Joel Coen
Scenariusz: Ethan i Joel Coen na podstawie powieści Charlesa Portisa
Zdjęcia: Roger Deakins
Muzyka: Carter Burwell
Montaż: Ethan i Joel Coen (jako Roderick Jaynes)
Scenograf: Jess Gonchor
Kostiumy: Mary Zophres
Występują: Jeff Bridges, Matt Damon, Hailee Steinfeld, Josh Brolin i inni
Dystrybucja: UIP

FADE IN: Jak co roku widmo zbliżającej się wielkimi krokami gali wręczenia nagród Amerykańskiej Akademii Filmu i Wiedzy Filmowej odciska piętno na kinowym repertuarze. Najpierw pospiesznie wprowadzono na ekrany obsypane dwunastoma nominacjami Jak zostać królem Toma Hoopera – wizualnie szykowny, całkiem zabawny film, chociaż w swoim ideologicznym przesłaniu lekko uwsteczniający (brytyjski kandydat do tronu obdarza łaską proletariusza-logopedę, który pomaga mu przezwyciężyć problem z wymową, dzięki czemu lekarz z nizin ma szansę na społeczny awans, a przyszły król - zbratawszy się ze zwykłym człowiekiem - zyskuje wgląd w codzienne bolączki swoich podwładnych; nawet w XXI w. pojęcie klasowości w Wielkiej Brytanii nadal ma się całkiem dobrze). Teraz przyszła kolej na następnego w kolejce oscarowego pewniaka (10 nominacji), kolejną po wersji Henry'ego Hathawaya z 1969 r. adaptację powieści Prawdziwe męstwo Charlesa Portisa, tym razem dokonaną przez Joela i Ethana Coenów (Tajne przez poufne, 2008, Poważny człowiek, 2009).

Arkansas, druga połowa XIX w. Podczas wyprawy po zakup koni do miasteczka Port Smith przedsiębiorczy ranczer Frank Ross zostaje zastrzelony i obrabowany przez własnego pracownika, Toma Chaneya (Josh Brolin). Gdy wiadomość o śmierci ojca z rąk Cheneya dociera na farmę Rossów, rezolutna najstarsza córka Franka, Mattie Ross (fenomenalny debiut nikomu nieznanej Hailee Steinfeld) postanawia dopilnować, by zbiegłego pracownika dosięgło ramię sprawiedliwości. W tym celu zatrudnia znanego ze swojej skuteczności szeryfa-alkoholika, Reubena J. Cogburna (wiecznie podpity Jeff Bridges). Gburowaty szeryf - początkowo niechętny perspektywie ścigania zabójcy pod nadzorem wygadanej czternastolatki - ostatecznie daje się przekonać upartej Mattie, by ta towarzyszyła mu w pracy - pomimo niebezpieczeństwa prowadzenia poszukiwań na terytorium Indian. Jakby w tym niecodziennym układzie ekscentryczności było mało, do osobliwej pary dołącza LaBoeuf (oryginalnie obsadzony Matt Damon), nadęty agent federalny ścigający tego samego człowieka za zabójstwo senatora w Teksasie.
Znany z roli w filmie Ekipa Ameryka (2004) Matta Stone’a i Treya Parkera aktor Matt Damon (czyt. „meeeet deeeeejmn”)

Prawdziwemu męstwu nie sposób odmówić prawdziwie profesjonalnego wykonania. Kolektyw stałych współpracowników braci Coen - Roger Deakins (zdjęcia), Carter Burwell (muzyka), Mary Zophres (kostiumy), Jess Gonchor (dekoracje) - po raz kolejny stanął na wysokości zadania, tworząc bogatą w historyczne detale, przekonującą filmową przestrzeń, który wygląda i brzmi jak najlepsze przykłady westernowych światów z historii kina. Dodać do tego aktorstwo pierwszej próby w wykonaniu całego zespołu aktorskiego (w tym zaskakująco pewnie prowadzącej film debiutantki Hailee Steinfeld – równolatki odtwarzanej przez siebie postaci) i mamy świat, w który po prostu nie da się nie uwierzyć. W tych aspektach zastrzeżeń brak, a praca ww. jednostek zasługuje na wszelkie nagrody, jakie branża filmowa aktualnie jest w stanie przyznać.

Co innego sama historia. Nie czytałem książki Charles Portisa, ale niedawno odświeżyłem sobie jej adaptację autorstwa Henry'ego Hathawaya (z pamiętną rolą Johna Wayne’a), i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że opowieść o szukającej sprawiedliwości Mattie Ross (wówczas graną przez równie kompetentną Kim Darby) – choć zaludniona całkiem zajmującymi postaciami – jest tak uboga dramaturgicznie, że lepiej nadawałaby się na godzinny film telewizyjny niż na dwie godziny materiału do kin. Dzisiaj wersji Hathawaya ten deficyt uchodzi na sucho, bo mimowolnie ogląda się ją z nutką filmowej nostalgii, która każe pobłażliwie przymykać oko na niedoważony scenariusz i cieszyć się każdą minutą tego staroświeckiego technikolorowego przedstawienia.
Coenowie nie mają już tak dobrze; ich wersja (dodatkowo ukrócona o początkowe sceny na farmie Rossów), przez pierwsze dwa przepełnione humorem akty - podobnie jak ta autorstwa ich poprzednika - robi nadzieję na wielką przygodę, by po niemiłosiernie długim nęceniu widza skończyć się mało satysfakcjonującym, całkiem przegonionym finałem (aż dziw bierze, że Josh Brolin zgodził się na tak niewdzięcznie małą rolę). Na pocieszenie Coenowie kończą film całkiem poważną narracyjną kodą (zgodną z tym, jak historia została opowiedziana w książce), jednak nawet te uwznioślające kilkadziesiąt sekund nie jest w stanie zmazać dojmującego wrażenia niedosytu.

Całemu temu filmowemu ambarasowi nie pomaga również fakt, że w Prawdziwym męstwie wychwalany reżyserski duet usilnie stara się trzymać na wodzy swoją naturalną tendencję do przytapiania opowiadanej historii w smolistym sosie ironicznego dystansu do poruszanych kwestii, i ta wewnętrzna walka całkiem nie służy ogólnemu klimatowi obrazu. Efekt taki, że emocjonalnie lądujemy gdzieś w pół drogi między grobową powagą To nie jest kraj dla starych ludzi (2007) a protekcjonalnym szyderstwem Tajnego przez poufne (2008); a przestrzeń ta oferuje zbyt mało, by uwieść zdezorientowanego widza.

Coenowie znowu chcieli zabić wszystkim ćwieka i zrobili to, kręcąc film, który przebiegle gra na strunach kinematograficznej nostalgii widza, oferując mało ponad historyczno-obyczajowy detal, dobre aktorstwo i wizualno-audialne ochy i achy. Schodzącej coraz bardziej na psy Akademii to najwidoczniej wystarcza - dla mnie taka wydmuszka to o wiele za mało.


(2,5 x KLAPS! = prawie dobry film)

FADE OUT: Oddajmy się czystej przyjemności patrzenia:



Źródła: materiały dystrybutora, YouTube

2 komentarze:

  1. Ja sama - zachwycona rolą człowieka-niedźwiedzia - dałabym 1,5 klapsa :) JoKo

    OdpowiedzUsuń
  2. Też się przy tej scenie dobrze uśmiałem (w sumie najbardziej autorska scena w całym filmie!). Jednak chciałoby się więcej...

    OdpowiedzUsuń