czwartek, 9 lutego 2012

[SZYBKI KLAPS!] RÓŻA

Polska, 2011, 98 min.
Reżyseria: Wojtek Smarzowski
Dystrybucja: Monolith

Idąc na Różę Smarzowskiego, statystyczny widz wie niewiele o filmie Wojtka Smarzowskiego: że to o wojnie chyba (bo na to wskazywałby zwiastun), że to jest tego gościa od Wesela i Domu złego, i że gra tam Dorociński i ta szefowa Muchy z Prosto w serce, jak jej tam (podpowiadamy: Agata Kulesza). Nawet jeżeli kojarzy, że film w zeszłym roku uhonorowany został Grand Prix i Nagrodą Publiczności Warszawskiego Festiwalu Filmowego, a wcześniej, na 36. FPFF w Gdyni, Nagrodą Dziennikarzy i Nagrodą Indywidualną dla Najlepszego Aktora w Głównej Roli Męskiej, nic nie jest w stanie przygotować go na klasę filmu, jaki przez ponad półtorej godziny przyjdzie mu oglądać.

To, co najbardziej robi wrażenie w trzecim pełnometrażowym filmie Smarzowskiego, to niespotykana u nas bezkompromisowość na niemalże każdym poziomie tekstu. Spójrzmy na treść: nie dość, że scenariusz Michała Szczerbica (Prawo ojca, 1999) ma czelność tykać wstydliwego tematu przesiedleń z terenów Polski po drugiej wojnie światowej, to dodatkowo skupia się na kwestii wojennej i powojennej przemocy seksulanej wobec kobiet - i nie boi się przedstawiać jej bez znieczulenia. Do tego dochodzi forma: zamiast płynnie łączonych sekwencji, które zapewniłyby widzom narracyjny błogostan, w Róży mamy do czynienia z historią poszarpaną jak emocjonalność dwojga głównych bohaterów - wyklętej przez lokalną społeczność Mazurki (Kulesza), wdowy po żołnierzu Wermachtu i opiekującego się nią akowca (Dorociński), któremu w zgliszczach Warszawy Niemcy zgwałcili i zabili żonę. Wystawne sekwencje pacyfikacji miast, które u typowego reżysera przeciągane byłyby tak, by oniemiony rozmachem widz mógł docenić trud włożony w tworzenie danej sceny, u Smarzowskiego zobaczymy odważnie sprowadzone do kilkusekundowych przebitek - bolesnych powidoków przeszłości bohaterów, która nigdy nie da o sobie zapomnieć.

Do zespołu aktorów stale współpracujących z reżyserem (Marian Dziędziel, Lech Dyblik, Jerzy Rogalski) w Róży dołączają znani z Domu złego Kinga Preis (Sala samobójców, 2011) i Eryk Lubos (Moja krew, 2010). Każda z ról obsadzona jest bezbłędnie (czemu np. taki Dorociński nie ma jeszcze u nas statusu ekranowego amanta, naprawdę trudno pojąć - tutaj jednym spojrzeniem potrafi wgnieść w fotel) i bez względu na jej wielkość idealnie wpisuje się w pobitewny krajobraz, który reżyser odmalowuje kamerą Piotra Sobocińskiego Juniora, godnie w Róży reprezentujący rodzinną profesję. A główny motyw muzyczny autorstwa Mikołaja Trzaski będzie Was prześladował długo po tym, jak - w krępującej ciszy, jaka zapadnie na sali po ostatniej scenie - na ekranie pojawią się skromne napisy końcowe. 

Róża to z jednej strony kwiat na grobie mazurskiej ludności, po której w XX w. przejechał walec historii, z drugiej genialnie wystrugany kij w mrowisko narracji o (po)wojennej historii naszego kraju. Nie dziwota, że Ministerstwo Kultury nie wiedziało, co z tym filmem począć i koniec końców do Oscarów wytypowało bardziej uniwersalne w przekazie W ciemności Agnieszki Holland. Nowy, niełatwy w odbiorze film Smarzowskiego to kino światowej klasy mówiące o Polskiej historii tak dobitnie i bez ogródek, że nawet Polacy będą zasłaniać uszy.


(1 x KLAPS! = film wybitnny)

Żródła: materiały dystrybutora


1 komentarz: