poniedziałek, 20 września 2010

ŚWIĘTY INTERES


Polska, 2010, 86 min.
Produkcja: Włodzimierz Niderhaus
Reżyseria: Maciej Wojtyszko
Scenariusz: Aneta Wróbel-Wojtyszko, Adam Wojtyszko
Montaż: Ewa Smal
Zdjęcia: Grzegorz Kędzierski
Muzyka: Zygmunt Konieczny
Scenografia: Małgorzata Grabowska-Kozera
Kostiumy: Elżbieta Radke
Występują: Piotr Adamczyk, Adam Woronowicz, Patricia Kazadi, Anna Łopatowska, Maria Winiarska,Wojciech Skibiński, Krzysztof Jędrysek, Dorota Landowska, Mariusz Bonaszewski, Arkadiusz Smoleński i inni
Dystrybucja: Kino Świat

FADE IN: Co za wyśmienity pomysł: wziąć aktorów, którzy zyskali sympatię narodu, grając polskich świętych, i tym razem obsadzić ich w rolach braci, którzy dziedziczą po zmarłym ojcu samochód należący onegdaj do samego Karola Wojtyły. O, i jeszcze nazwijmy to Święty interes, bo to przecież brzmi jak "świetny interes" - wiecie, taka gra słów, ha ha.

Eh, nic tutaj ino filmowa bida i smutek, aż pisać się odechciewa. Film, który najlepiej ilustruje, dlaczego nie palę się do wydawania pieniędzy na polskie kino. I nie chodzi tu o nieśmiertelną lokalną tematykę (wieś kontra miasto, tradycja a nowoczesność, wiara i jej brak, itp.) - jestem Polakiem i nie mam problemu z oglądaniem mojej codzienności na ekranie (w zeszłym roku delektowałem się nią w wersjach chociażby Smarzowskiego w Domu złym i Wrony w Mojej krwi - w obu przypadkach bez większych zastrzeżeń). Wymagam jednak, żeby taki komentarz do naszej buraczanej rzeczywistości był podany z szacunkiem dla widza wyrażanym w m. in. technicznej jakości samego produktu. Film Wojcieszka kontroli pod względem przyjętych w świecie norm najwidoczniej nie przechodził, bo trafił na ekrany zmontowany tak, że nie idzie go oglądać. Połączenia scen zrobione są z takim wyczuciem rytmu, z jakim ja tańczę walca (czyli żadnym) - polepione tak brutalnie, że nawet jeżeli film miał jakiś potencjał, to dzięki wysiłkom Ewy Smal umyka on niezauważony, przytłumiony złością widza na karygodne niechlujstwo filmowców.

Ktoś chciał w Świętym interesie powiedzieć coś o istocie wiary, bo temat ten w scenariuszu pobrzmiewa to tu, to tam, ale w natłoku przykładów przyciężkawego humoru drugie dno historii koniec końców wychodzi filmowi bokiem – jest jak dodany na siłę element, który ma nobilitować mało śmieszne żarty z różnic kulturowych i polskiego katolicyzmu. A cały film wydaje się istnieć tylko po to, by Adamczyk i Woronowicz w oczach ogółu mogli zaistnieć poza ekranowym emploi, z którym kojarzy ich większość narodu (obaj panowie są koproducentami filmu).

Ha ha ha, no to ci dopiero jubel - Adamczyk wychodzi przez wejście dla psa! No normalnie zaraz pęknę ze śmiechu...


Miało być ciepło i z humorem o polskich przywarach, a wyszło jak zwykle, czyli po macoszemu. Przyznam, że biłem się z myślami co do ostatecznej oceny Świętego interesu, zastanawiając się czy aby czasem nie jestem po prostu uprzedzony do polskiego kina, ale po czasie doszedłem do wniosku, że skoro nawet moją rodzicielkę film był w stanie wyprowadzić z równowagi (a to kobieta wielce wyrozumiała, na dodatek darząca obie gwiazdy dużą sympatią), to najwyraźniej coś musi być na rzeczy. Oby jak najmniej takich produkcji w polskim kinie.


(4 x KLAPS! = film słaby)


FADE OUT: Zwiastun też polepiono profesjonalnie – zdradza nie tylko najśmieszniejsze sceny, ale i niemalże całą fabułę filmu:


Źródła: materiały dystrybutora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz