poniedziałek, 19 kwietnia 2010

PARALLEL LINES


Wlk. Brytania, 2010
Producent wykonawczy: Ridley Scott
Reżyser nadzorujący: Neil Dawson

THE HUNT
Wlk. Brytania, 2010, 2:25 min.
Reżyseria: Jake Scott

DARKROOM
Wlk. Brytania, 2010, 3:39 min.
Reżyseria: Johnny Hardstaff

THE GIFT
Wlk. Brytania, 2010, 4:45 min.
Reżyseria: Carl Erik Rinsch

EL SECRETO DE MATEO
Wlk. Brytania, 2010, 3:46 min.
Reżyseria: Greg Fay


JUN AND THE HIDDEN SKIES
Wlk. Brytania, 2010, 2:41 min.
Reżyseria: Hi-Sim (Chris Hawkes i Cheun Hung Tsang)

FADE IN: Działo się to jakąś dekadę temu, kiedy byłem jeszcze młodą studentką, która nie wiedziała, co począć z nadmiarem wolnego czasu. Wówczas, jak większość leniwych ludzi na początku wieku, za często przesiadywałem przed ekranem komputera, nie mogąc nacieszyć się możliwościami, jakie dawało to cudo zwane Internetem („Ej, może i zamykają Napstera, ale właśnie napisał do mnie afrykański książe, który robi w diamentach, i wygląda na to, że chce mi dać kasę za nic! Odpowiedzieć?”). Wtedy to właśnie, całkiem legalnie (a nie zdarzało się to często) natrafiłem na The Hire - serię fabularnych miniatur, w których nikomu wówczas nieznany Clive Owen rozbijał się najnowszymi BMW z finezją, do której daleko postaci granej przez Jasona Stathama w neandertalskim cyklu Transporter. Ta wyprodukowana przez Davida Finchera seria ośmiu internetowych, całkiem darmowych filmów w reżyserii filmowców tak zasłużonych jak John Frankenheimer, Ang Lee, Wong Kar-Wai, Alejandro González Iñárritu, John Woo, czy Guy Ritchie i Joe Carnahan była na tamte czasy bezprecedensowym wydarzeniem, udowadniając swoim rozmachem (tak pod względem realizacji, jak i tematyki i tonu), że nowoczesny marketing wcale nie musi sprowadzać się do łopatologicznej i nachalnej manipulacji widzem, a reklama jako gatunek wcale nie jest tak odległa poważnemu kinu.

Minęło kilka lat. Z nieśmiałej, włochatej studentki zmutowałem w krytykanckiego łysola, afrykański książe nie oddał mi części swojego majątku, a Internet stał się równie ekscytujący jak wiązanie sznurówek. Chociaż tyle, że po tej prawie dekadzie ktoś postanowił powtórzyć manewr zastosowany przez BMW i oto mamy kolejny ciekawy przykład mariażu reklamy i filmu, tym razem dzięki współpracy Philipsa i firmy producenckiej Ridley Scott Associates. Wypuszczając na rynek panoramiczny telewizor Cinema 21:9, Philips postanowił promować swój produkt serią pięciu sieciowych filmów (wszystkie do obejrzenia tutaj) nakręconych przez cenionych reżyserów reklam i teledysków współpracujących z firmą Scotta: Johnny’ego Hardstaffa, Grega Faya, Carla Erika Rinscha, Jake’a Scotta oraz Chrisa Hawkesa i Cheun Hung Tsang (animatorów pracujących wspólnie pod pseudonimem Hi-Sim).

Tak jak w The Hire poszczególne odcinki internetowego serialu scalały auta sponsora i ich małomówny kierowca, tutaj łącznikiem pomiędzy prezentowanymi w formacie 21:9 filmami (internetowy odtwarzacz symuluje właściwości reklamowanego telewizora) jest... jednorożec i kilka stałych kwestii powracających, ilekroć bohaterowie wchodzą w kontakt z tym mitycznym stworzeniem („Co to?”, „Jednorożec”, „Nigdy nie widziałem czegoś takiego z bliska”, „Piękne”). Dziwny to wybór, biorąc pod uwagę reklamowany produkt, lecz gdy już spojrzymy na nazwisko producenta wykonawczego tych pięciu miniatur, sens tego osobliwego łącznika przestaje być tajemnicą; Ridley Scott – bo o nim mowa – w latach osiemdziesiątych zeszłego wieku miał wyraźną słabość do jednorożców i znalazł dla nich miejsce w dwóch ze swoich filmów: Łowcy androidów (1982) i Legendzie (1985). W pewien sposób, autorzy miniatur wchodzących w skład Parallel Lines pochylają się nad filmografią swojego szefa, a już na pewno robi to Johnny Hardstaff w futurystycznym DarkRoomie, który to film w całości jest wariacją na temat słynnej sekwencji analizy zdjęcia z Łowcy androidów, dopełniając dalekowschodnimi elementami skojarzenia z filmem Scotta. Lekko odtwórcze, ale na pewno ciekawe wizualnie.

Grag Fay podobnie przywraca ducha nowelowych Wszystkich niewidzialnych dzieci (2005) (w których Scott razem z córką Jordan dzielił obowiązki reżysera fragmentu zatytułowanego Jonathan) w swoim El Secreto de Mateo: w centrum zainteresowania obu filmów tak samo jest dziecko i konfrontacja niewinności z brutalnym światem. Bez wątpienia miniatura Faya, na tle czterech pozostałych filmów Parallel Lines, wyróżnia się jako najmniej efekciarska formalnie i najbardziej ludzka pod względem opowiadanej historii.

Z kolei osławiony już The Gift Carla Erika Rinscha (krótko po tym jak 8 kwietnia br. film zadebiutował w Internecie, nie można było znaleźć serwisu filmowego, z którego nie łypałyby oczy robociej głównej postaci) to pełna akcji fantastyka naukowa bliskiego zasięgu, w rodzaju wspominanego już Łowcy androidów. Podobnie jak u Scotta mamy tu z pietyzmem nakreśloną wizję stechnicyzowanego świata przyszłości, z obowiązkowym mechanicznym bohaterem – tym razem na ulicach Moskwy (osiągnięty dzięki temu słowiański kontekst całości w przyjemny sposób przywołuje echa estetyki prac genialnego Enkiego Bilala). Chodzą słuchy, że filmik ten jest częścią większej, pełnometrażowej całości (pewnie stąd to mało satysfakcjonujące zakończenie miniatury), którą Rinsch zdążył już nakręcić i aktualnie próbuje sprzedać jednemu z wielkich amerykańskich dystrybutorów. Dla dobra kina SF miejmy nadzieję, że nie są to wyłącznie ploty, bo w tych niespełna pięciu minutach jest więcej życia i filmowej konsekwencji niż w obu częściach kasowych Transformers.

Ale największą niespodziankę serwuje nam nikt inny jak sam pierworodny producenta, Jake Scott. Niespodziankę w rodzaju tych niespecjalnie miłych, należy dodać: jego zbudowane na całkiem ciekawym pomyśle The Hunt (podczas polowania myśliwi napotykają jednorożca) kończy się dokładnie w momencie, kiedy na ekranie phillipsowskiego AmbiPlayera zaczyna się robić interesująco. Najwyraźniej nepotyzm nie idzie w parze z kreatywnością.

Kolekcję filmów Parallel Lines zamyka formalny rodzynek w postaci komputerowej animacji dla dzieci. Zrealizowane przez Chrisa Hawkesa i Cheun Hung Tsang Jun and the Hidden Skies nie jest jednak niczym, co wyróżniałoby się tle tego, co od lat serwują nam twórcy zgromadzeni wokół potentatów tego typu animacji – Piksara i Dreamworks. Po prostu formalne urozmaicenie dla zapewnienia całej serii większej różnorodności gatunkowej.

A jest to, trzeba przyznać, seria całkiem znośna (choć cokolwiek bolejąca ze względu na uwikłanie w te wszystkie scottyzmy). Nie ma tu, co prawda, finezji i polotu The Hire, a ilośc odcinków i czas trwania pozostawiają lekki niedosyt, jednak jako reklama, Parallel Lines są na tyle nieinwazyjne i inteligentnie podane, że nic nie przeszkadza cieszyć się wyłącznie filmowym aspektem tego połączenia marketingu z filmem. Oby wszystkie próby wydobycia pieniędzy z naszych kieszeni prezentowały taki poziom:


(2 x KLAPS! = całkiem dobry film)

FADE OUT: Na zakończenie nagrodzona w zeszłym roku w Cannes Carousel Petera Berga, która zapoczątkowała serię filmów promujących telwizory Cinema 21:9, i po dziś dzień pozostaje jej najciekawszym technicznie odcinkiem:




Dla tych, którzy zastanawiają się, jak coś takiego się robi, krótki making of:



Źródła: BMWBlog, Philips, YouTube, /Film

2 komentarze:

  1. A ja z kolei przypomniałem sobie czasy z przed pół dekady, kiedy będąc w zdecydowanej opozycji do zostania studentką, szukałem krótkich dynamicznych i darmowych form filmowych aby móc je wyświetlać na pokazach w pewnej knajpie. BMW wciąż jest mi coś (najlepiej na czterech kołach) dłużne za darmową reklamę. Przez walkę z nepotyzmem nie wymieniłeś blachola Tonyego? ;)

    Natomiast Philips kojarzy mi się z dobrym zadaniem dla piszącego. Czy gdybyśmy dostali na białej kartce papieru te pięć krótkich zdań, moglibyśmy dorobić do tego równie dobrą fabułkę...
    Każdy ma jakiegoś jednorożca.
    Choć ja wole mówić - każdy ma jakiś Meksyk.

    PS znowu nabrałem ochoty, żeby pobawić się ESPEREM do obróbki zdjęć :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Pogrzebałem i wygrzebałem, że udział Scottów przy "The Hire" rzeczywiście nie ograniczał się wyłącznie do Tony'ego jako reżysera "Beat the Devil" - braciszek Ridley był także jednym z producentów wykonawczych
    http://www.imdb.com/title/tt0338768/fullcredits
    , więc - tak jak piszesz - kumoterstwo na całego:)


    Co do jednorożca i tych kilku stałych kwestii: to jest jak najbardziej dobry trening giętkości umysłu i nielada zadanie, żeby wokół tego zbudować sensowny wstęp, środek i finał. Ale, jak dla mnie, w "Parallel Lines" tylko reżyser tego esperowego "DarkRooma" wyszedł z tego obronną ręką - bo tylko ten jeden short ma zakończenie pełną gębą (o tej animacji nie mówię, bo to tylko zawracanie gitary); reszta ma początek, środek, a później albo nie wie, jak ma się skończyć ("El Secreto de Mateo"), albo najzwyczajniej w świecie ucina historię ("The Hunt", "The Gift"). A gdyby włączyć "Carousel" do cyklu, to byłaby - pod względem konstrukcji - najlepszym filmikiem ze wszystkich, właśnie dlatego że tutaj zmyślnie zastosowano zapętlenie, które automatycznie nie pozwala na powstanie takich mankamentów, jak u powyższych.

    A wracając do Scottów: coś mi się chyba w głowę stało, bo zaczynam mieć chętkę na to odgrzewanie Robin Hooda. Klipy i tych kilkadziesiąt fotosów sprzed kilku dni wygląda całkiem sensownie, więc jeżeli nie potną tego na potrzeby kin tak, jak zarżnęli "Królestwo niebieskie", to może byc całkiem ciekawie.

    OdpowiedzUsuń