poniedziałek, 4 lutego 2013

[SZYBKI KLAPS!] DROGÓWKA


Polska, 2013, 118 min.
Reż. Wojciech Smarzowski
Dystrybucja: Next Film

Reżyser i scenarzysta Wojciech Smarzowski, dotąd znany z umoralniającego spojrzenia na Polskę prowincjonalną, w końcu kieruje oko swojej krytycznej kamery na przestrzeń wielkomiejską (i to nie byle jaką, bo na szacowne mury naszej stolicy). Wnioski, do których dochodzi, przyglądając się współczesnej Warszawie, nie są wcale bardziej budujące od tych, które wysnuwał, taplając się w wiejskim błocie przy okazji Wesela (2004) czy Domu złego (2009).

Pierwsza rzecz, która uderza widza w Drogówce to nie obraz do cna skorumpowanych stróżów prawa (znając filmografię Smarzowskiego, nie można było spodziewać się innego portretu), a niekonwencjonalne narzędzia, jakimi ten obraz próbuje odmalować. Od samego początku reżyser wraz z autorem zdjęć Piotrem Sobocińskim Juniorem atakują nas agresywnie pociętym zapisem z nośników tak różnych jak kamery przemysłowe, aparaty fotograficzne i telefony komórkowe  (ma to o tyle znaczenie, że właśnie dane na kartach SD będą kluczem do kryminalnej intrygi snutej wokół pracowników tytułowego wydziału jednej z warszawskich komend). Te precyzyjnie zmontowane przez Pawła Laskowskiego zbitki obrazów przedstawiają materiały z zatrzymań, przesłuchań, lecz także wspólne libacje i nocne eskapady po stołecznych burdelach, którym ochoczo oddają się policjanci; dzięki tym kilkunastu minutom żonglerki wizualną informacją jesteśmy w stanie poznać - nim film właściwy ruszy z kopyta - kto na komendzie jest głównym łapówkarzem (Marcin Dorociński), kto seksoholikiem (Arkadiusz Jakubik), kto zadeklarowanym rasistą (Eryk Lubos), a kto jako jedyny nie bierze do kieszeni (Bartłomiej Topa). To właśnie ten ostatni poprowadzi nas po korupcyjnych kręgach Polski klasy A widzianej oczami Smarzowskiego.

Dobrze, że Drogówka wchodzi do kin teraz, dosłownie kilka tygodni po premierze Sępa Eugeniusza Korina. Oba filmy, choć traktują o pracy stołecznej policji, nie mogłyby się bardziej od siebie różnić: tam, gdzie asekuracyjnie romantyczny Sęp w portretowaniu rzeczywistości mówi wyraźne "Stop", by czasem nie złamać tefauenowskiego tabu, bezkompromisowa Drogówka bryzga na nas płynami ustrojowymi świata przedstawionego, przedkładając realizm nad dobre samopoczucie widza. I podczas gdy deklaratywne wymiany zdań w filmie Korina pobrzmiewały teatralną sztucznością, u Smarzowskiego świetnie napisane dialogi wypluwane są bez cienia fałszu i z tak naturalistycznym zacięciem, że czasem nie idzie ich zrozumieć (nie pomaga temu fakt, że policjanci uwielbiają mówić z ustami pełnymi chińskiego żarcia). Onegdaj w polskim kinie mieliśmy już twórcę tzw. "męskiego kina", który w portretowaniu skorumpowanych stróżów prawa kierował się podobną estetyką jak teraz Smarzowski, i rzeczywiście, Drogówka w swojej bezkompromisowości przypomina wczesne filmy Władysława Pasikowskiego

Ale przy całym tym triumfie w nazywaniu rzeczy po imieniu nie sposób nie zauważyć, że Smarzowski jakby z filmu na film zaczynał nam się coraz bardziej powtarzać. I nie chodzi tu o charakterystyczną ikonografię (wódka, siekiera, pożar, i jeszcze więcej wódki), ale powracającą w filmach Smarzowskiego tematykę nadwiślańskiej hipokryzji, chciwości i tego, jak tanio potrafimy się sprzedać. Jedni nazwą to artystyczną konsekwencją, dla mnie jednak to ciągłe batożenie polskich przywar - choć zawsze ubrane w zgrabną fabułę (a tutaj szczególnie) - powoli zaczyna ciążyć na talencie Smarzowskiego (dowodem wszechstronności którego jest chociażby zeszłoroczna Roża, gdzie pokazał, że równie dobrze potrafi odnaleźć się w materiale, którego dramaturgiczne centrum stanowi pełen niuansów związek kobiety i mężczyzny). Oby Anioł, przygotowywana właśnie adaptacja alkoholowego eposu Jerzego Pilcha, pozwoliła twórcy szerzej rozwinąć skrzydła, bo kolejna wariacja na temat motywów z Domu złego może dla Smarzowskiego okazać się tak zgubna, jak swego czasu drugie Psy dla wcześniej wspomnianego Pasikowskiego. Bo gdzie jak gdzie, ale w Polsce naszej pięknej, gdy raz wpadnie się do jakiejś szufladki, to trzeba dekad, by ludzie dali się przekonać, że ktoś jest w stanie dobrze zrobić także coś, co odbiega od estetyki, z którą twórca był do tej pory kojarzony. Oby nie było za późno.

(2 x KLAPS! = całkiem dobry film)

Źródła: materiały dystrybutora

1 komentarz:

  1. Ja bym więcej dal. Smarzo znowu pokazal, ze w Polsce nikt mu nie podskoczy;)

    OdpowiedzUsuń