USA, 2013, 130 min.
Reż. Shane Black
Dystrybucja: Disney
Marvelowski cyborg kochany przez wszystkie kobiety powraca do kin i - jak pokazują statystyki - powraca z tarczą (niekoniecznie tą, która jego ojciec wykuł dla Kapitana Ameryki). Zaledwie kilkanaście dni od światowej premiery Iron Man 3 jest na dobrej drodze, by stać się jednym z największych kasowych przebojów tego wieku. Przyjrzyjmy się, co sprawia, że trzecia (a w zasadzie czwarta, biorąc pod uwagę Avengers) część historii Tony'ego Starka jest idealną rozrywką na lato 2013 r.
Iron Man 3 jest pierwszym filmem II fazy nowożytnych ekranizacji komiksów Marvela (fazę pierwszą zakończyli wspomniani wcześniej Avengers Jossa Whedona) i jednocześnie obrazem, który próbuje zatrzeć złe wrażenie pozostawione przez nienajlepszą, drugą część przygód Iron Mana w reżyserii Jona Favreau. Kontekst ten jest o tyle ważny, że każdemu reżyserowi, który chciałby zrehabilitować postać Tony'ego Starka strategicznym powrotem do realistycznej konwencji pierwszego filmu, post-Avengersowa konwencja świata (w którym roi się od nordyckich bogów i kosmitów z innych wymiarów) skutecznie ten manewr uniemożliwia. Na szczęście reżyser i współscenarzysta Shane Black zastałe uniwersum przyjmuje z całym dobrodziejstwem inwentarza: zamiast podrabiać elegancko przyziemny charakter pierwszej części, konsekwentnie trzyma się stricte komiksowej estetyki nakreślonej przez Whedona, dodatkowo wzbogacając ją dynamiką buddy cop movie, dzięki której swego czasu zyskał całkiem zasłużoną popularność (Black stworzył postaci policjantów Riggsa i Murtaugha, odgrywanych przez Mela Gibsona i Danny'ego Glovera w serii Zabójcza broń).
Wybranie Blacka głównodowodzącym powrotu postaci odgrywanej przez Roberta Downey Jr. było najlepszą rzeczą, jaką Marvel mógł zrobić po Iron Manie 2. Obaj panowie lubią ze sobą pracować, dialogi scenarzysty w ustach Downeya Jr. brzmią naturalnie, a i sam aktor wobec Blacka ma pewien dług wdzięczności, bo to właśnie scenarzysta Zabójczej broni i Ostatniego skauta zapoczątkował jego powrót do świata żywych, obsadzając go osiem lat temu w policyjnej komedii Kiss Kiss Bang Bang.
Te bliskie relacje i wynikające z nich zaufanie widać w Iron Manie 3 jak na dłoni: podczas gdy w poprzednim filmie Downey Jr. jako inżynier-megaloman-playboy niebezpiecznie zbliżał się do autoparodii, prowadzony przez Blacka ma możliwość poszerzyć emocjonalne spektrum, w którym porusza się jego postać (nowy Tony Stark ma napady stanów lękowych i staje się coraz bardziej świadomy swojego uzależnienia od technologii), a i scenariusz - współpisany przez reżysera - pozwala bohaterowi na nowo udowodnić sobie i nam swoją wartość, kiedy Stark zmuszony jest improwizować, będąc pozbawionym arsenału nowoczesnych gadżetów.
Shane Black jest mistrzem dialogu, nie dziwi więc, że najmocniejszą stroną Iron mana 3 są duety, które główny bohater tworzy z galerią bliskich mu postaci. Sparowanie Downeya Jr. na cały film tylko z jednym współpracownikiem byłoby niemożliwie w zatłoczonym uniwersum Marvela, dlatego w poszczególnych wątkach do aktorskiego ping-ponga Black przydziela gwieździe partnerów, których postaci zasłużyły sobie na dłuższy czas ekranowy - ochroniarza Happy'ego Hogana (zdymisjonowany z pozycji reżysera Jon Favreau, który kontynuuje komiczny rys postaci lojalnego sługusa Starka), ukochaną Pepper Potts (Gwyneth Partlow, której postać znacznie rozwinięto względem poprzednich odsłon), uszczypliwy system operacyjny JARVIS (mówiący głosem Paula Bettany'ego), lojalnego przyjaciela płk. Jamesa Rhodeya (Don Cheadle), czy chłopca z Tennessee (Ty Simpkins), który pomaga Starkowi, gdy ten pozbawiony zostaje swojego oręża.
Scenariuszowi Blacka i Drew Pearce'a, w znacznej mierze opartemu na komiksie Iron Man: Extremis Warrena Ellisa i Adi'ego Granova (wydanym kilka miesięcy temu w Polsce), idealnie udaje się to, co chcieli osiągnąć Nolanowie i David Goyer w Mroczny rycerz powstaje (ale nie do końca im wyszło), a mianowicie połączenie czysto komiksowej rozrywki z zakończeniem trylogii godnym samej postaci. Iron Man 3 zamyka pewien rozdział historii Tony'ego Starka, ale nie robi tego w sposób niepotrzebnie nadęty (choć smyki Braina Tylera czasem zdają się temu przeczyć). Niemała w tym zasługa Guya Pearce'a i Bena Kingsleya, którym przyszło odtwarzać jedne z najważniejszych postaci w tej historii walki Starka z demonami, które sam stworzył; obaj aktorzy - choć grają czarne charaktery - odtwarzają je ze zdrowym dystansem niezbędnym w filmie, w którym niemalże każda scena z głównym bohaterem zwiera jakiś ironiczny bon mot. Jedno jest pewne - dzięki swojej roli w Iron Man 3 siedemdziesięcioletni Ben Kingsley zyska w oczach nastoletnich widzów, jak nie zyskał od dawien dawna (żeby dowiedzieć się czemu, musicie obejrzeć film).
Iron Man 3 - wystawny i świetnie sfotografowany przez Johna Tolla (Atlas chmur) - jest dokładnie tym, czym powinno być dobre kino wakacyjne: wprawnie przygotowaną mieszanką akcji, humoru i dramatu, która przez dwie godziny zapewni satysfakcjonującą rozrywkę, kiedy na zewnątrz słońce zbytnio daje po oczach; filmem ani głupim, ani mądrym, świetnie napisanym i zagranym, który przypadnie do gustu tak młodym, jak i starszym widzom, w dodatku nie alienując samych fanów komiksowego oryginału. Zadowolić te wszystkie grupy to niełatwe zadanie, dlatego - przy całej komiksowej umowności scenariusza - trzeci solowy wytęp Iron Mana należy uznać za jakościowy sukces (i wcale nie dlatego, że poprzednia część nie wyszła specjalnie dobrze). Jeżeli druga faza ekranizacji komiksów Marvela ma utrzymać taki poziom, dyrektor studia Kevin Feige może się cieszyć, bo moje pieniądze ma już w kieszeni.
byłem i jak dla mnie przebija jedyneczke
OdpowiedzUsuńDla mnie też :) Na pójście na ten film nikt mnie nie musiał namawiać :)
OdpowiedzUsuń