piątek, 20 maja 2011

[SZYBKI KLAPS!] BOBASY

(Bébé[s])
Francja, 2010, 76 min.
Reżyseria: Thomas Balmès
Dystrybucja: Kino Świat 

Kolejny tydzień - kolejny dokument na naszych ekranach. Na dodatek tak inny od Armadillo - wojna jest w nas jak to tylko możliwe: pod względem tematu, formy, tonu, a już na pewno bohatera.

W Bobasach francuski dokumentalista Thomas Balmès przygląda się pierwszym dwunastu miesiącom z życia czwórki maluchów: Ponijao z Namibii, Hattie z San Francisco, Mari z Tokio i Bayarjagala z Mongolii. Kamera towarzyszy dzieciom od momentu narodzin aż do chwili, kiedy o własnych siłach po raz pierwszy stają na nogi.

Pomimo tego, że film Balmèsa trwa skromne siedemdziesiąt sześć minut,  egzystencjalna radość, jaką przynosi jego projekcja, zostaje w człowieku na długie dni (mi nie wywietrzała już od ponad  tygodnia). Nie wynika to - jak możnaby sądzić - z prostego faktu, że niemowlaki potrafią być nieziemsko pocieszne (w przerwach pomiędzy serenadami abstrakcyjnej rozpaczy, ma się rozumieć); humanistyczne zachwyt nad Bobasami bierze się z tego, że są one najlepszym dowodem na to, że pomimo wszystkich różnic, jakie mogą nas dzielić (geograficznych, ekonomicznych, kulturowych, itd.), w swoich pierwszych próbach ogarnięcia świata wszyscy jesteśmy tak samo rozkoszni. Balmèsa nie interesuje komizm sytuacyjny wynikający z nieporadności maluchów, czy też z ich naturalnego braku poszanowania dla ustalonych przez nas norm (chociaż takich scen jest tu mnóstwo). Zamiast dbać o nasze dobre samopoczucie, reżyser woli skupić się na fenomenie kształtowania się charakteru już w pierwszych miesiącach poznawania najbliższego środowiska (a dla każdego z dzieciaków jest ono tutaj inne), podpatrując pierwsze sukcesy i porażki piątki bobasów w interakcji z otoczeniem. Chwała dla reżysera, że nie uległ pokusie YouTube'owej konwencji "popatrzcie, jak niemowlak robi śmieszne rzeczy" i potraktował raczkujące pociechy z powagą należytą bohaterom dokumentu.

Zero narracji z offu, zero odautorskiego komentarza - nic tylko zapis z dwóch, w dużej mierze statycznych kamer, z humorem zmontowany przez Craiga McKaya (Milczenie owiec, 1991), owinięty kocykiem pociesznej muzyki Bruno Coulaisa (Sekret Księgi Kells, 2009). 
Minimalistycznie. Mądrze. Uroczo.

Eh, chyba robię się stary.


(1,5 x KLAPS! = bardzo dobry film)

Źródła: materiały dystrybutora

2 komentarze:

  1. Przemiło jest przeczytać taką recenzję i to jeszcze napisaną przez mężczyznę! W zupełności się zgadzam z każdym słowem, dodałabym tylko, że warto jest ten film zobaczyć nie tylko ze względu na temat, ale także na cudowne zdjęcia. Aż chciało by się być takim bobasem i leżeć sobie smacznie w łóżeczku nie zważając na leżącego obok np. koguta:)

    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za recenzję.

    Cz

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcia rzeczywiście nieziemskie, szczególnie te z terenów Mongolii (światło w chatce rodziny Bayarjagala jest niemalże mistyczne).
    Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń