środa, 10 kwietnia 2013

[OFF+'13] PROGRAMER ODIE HENDERSON O SEKCJI BLACK AMERICAN CINEMA

W dniach 12-21 kwietnia w Krakowie odbędzie się 6. edycja Off Plus Camery - największego (w tej części Europy) międzynarodowego festiwalu kina niezależnego. Jak co roku, w sekcjach konkursowych - polskiej i międzynarodowej - zaprezentowane zostaną offowe debiuty lub drugie filmy twórców rozpoczynających swoją karierę; również jak co roku nie zabraknie znanych nazwisk (pod Wawelem pojawią się m.in. Josh Hartnett, Melissa Leo, Udo Kier, Costa-Gavras, Shane CarruthStephen Dorff, Lech Majewski czy John Rhys-Davies). Pokazy konkursowe, serie spotkań z twórcami  oraz warsztaty dla filmowców uzupełnią przeglądy filmów w ramach bazyliona specjalnie przygotowanych sekcji: From the Gut - amerykańscy niezależni, Kino spod ciemnej gwiazdy, Konfrontacje, Nowe kino włoskie, OdkryciaNadrabianie zaległości, Oblicza kryzysu i Black American Cinema. Z Odie Hendersonem, programerem ostatniej z ww. sekcji, rozmawiam o kinie Afroamerykanów, języku nienawiści w filmach Quentina Tarantino i szkole krytyki zmarłego niedawno Rogera Eberta.

KLAPS!: W trakcie 6. edycji Off Plus Camery zaprezentujesz dziewięć amerykańskich filmów, które w większości nie były pokazywane w polskich kinach. Według jakiego klucza wybierałeś te tytuły i czego możemy spodziewać się po sekcji Black American Cinema?

Odie Henderson*: Wybrałem filmy, których oglądanie przyniosło mi najwięcej frajdy, kiedy byłem jeszcze dzieckiem i później, gdy nastały moje lata naste, oraz wtedy, gdy mogłem już nazwać siebie dorosłym. Filmy te nie przedstawiają pełnego spektrum doświadczenia Afroamerykanów, ale są dobrym przykładem tego, jak Czarni byli przedstawiani na dużym ekranie. Obrazy tak pozytywne, jak i negatywne, z silnymi postaciami męskimi i jeszcze bardziej wyrazistymi portretami kobiet. Jest tu i komedia, i dramat, akcja i romans, a wszytko w scenerii ulic Chicago, Los Angeles i Nowego Jorku od lat 40. po siedemdziesiąte, które pamiętam z dzieciństwa.

Filmy sekcji dobrze się parują: Shaft Gordona Parksa łączy się z W bagnie Los Angeles Carla Franklina, Coffy Jacka Hilla z Jackie Brown Quentina Tarantino, Claudine Johna Barry'ego z Czekając na miłość Foresta Whitakera, Cooley High Michaela Schultza z Chłopakami z sąsiedztwa Johna SingletonaHollywood Shuffle Roberta Townsenda odstaje od reszty, bo pozwala sobie naigrawać się z motywów zaprezentowanych w większości z ww. tytułów.

Filmy sekcji Black American Cinema pochodzą z okresu, kiedy Czarni scenarzyści i reżyserzy zaczęli stopniowo przejmować kontrolę nad wizerunkiem ich społeczności na ekranie, a niektórym z nich udało się zapisać w annałach kina. W prelekcjach, które poprzedzać będą pokazy, będę mówił o takich właśnie aspektach każdej z tych produkcji.

Quentinowi Tarantino, którego adaptacja Jackie Brown Elmore'a Leonarda zamknie sekcję Black American Cinema, często zarzucany jest rasizm - ostatnio przez reżysera Spike'a Lee, w kontekście nadmiernego użycia obraźliwego określenia na "cz" w stosunku do czarnoskórych postaci w Django. Czy Lee ma rację, oskarżając Tarantino o szerzenie języka nienawiści?

- Należałoby zacząć od tego, że właściciele niewolników nie zwracali się do moich przodków per "pan" czy "pani", więc częste użycie w Django określenia na "cz" jest usprawiedliwione. Szanuję też wybór Samuela L. Jacksona, który przyznał, że do dialogów w Jackie Brown dorzucił kilka "cz" od siebie, bo według niego postać, którą grał, posługiwałaby się takim właśnie językiem. Jedyny moment, kiedy film Tarantino faktycznie nadużywał tego określenia, moim zdaniem miał miejsce w Pulp Fiction, kiedy sam Tarantino rzucał nim na lewo i prawo, grając Jimmi'ego Dimmicka.

Co do opinii Spike'a Lee, trudno się z nią zgodzić, wiedząc, że Samuel L. Jackson w dwóch jego filmach używa podobnego języka [Mo' Better Blues i Malaria - przyp. aut.]. Tarantino może rzeczywiście za bardzo zżył się z tym określeniem, ale nie powinien być palony na stosie za całkiem wytłumaczalne używanie go w kontekście swoich filmów. W zasadzie w każdym z obrazów sekcji Black American Cinema pada słowo na "cz", a skoro sześć z dziewięciu tytułów miało Czarnych reżyserów, czy ich też powinniśmy oskarżyć o językową lekkomyślność? Prawda, słowo o którym mowa, nie należy do najpiękniejszych, ale podobnie jak w kwestii innych bolesnych określeń, nie da się go tak po prostu wymazać ze słownika. Obruszanie się tym, że ktoś używa takiego języka w filmie to głupota. Dla mnie  rzeczywistym problemem jest sytuacja, kiedy spotykam się z nim na ulicy - nie w kinie.

Razem z Michałem Oleszczykiem, Rzecznikiem Prasowym festiwalu Off Plus Camera, należycie do elitarnego grona korespondentów niedawno zmarłej ikony krytyki filmowej, Rogera Eberta. Jak szkoła krytyki, którą prezentował Ebert, wpłynęła na twoje doświadczenia jako widza i krytyka?

- Roger był wspaniałym człowiekiem, mentorem, który nauczył nas wierzyć swojemu instynktowi i kłaść nacisk na komunikację z czytelnikiem, a nie zwykłe pouczanie go. Zachęcał, by w swojej krytyce odnosić się do własnych doświadczeń i nie bać się mieć zdania odmiennego od tego, co mówi ogół. Od szóstego roku życia oglądałem program telewizyjny, który prowadził z Gene'em Siskelem i zaczytywałem się w recenzjach jego autorstwa. Stanowił dla mnie niedościgniony wzór, więc gdy postanowił wziąć mnie pod swoją opiekę, było to spełnieniem moich marzeń. Jego aprobata dla tego, co piszę, była dla mnie bezcenna. Trudno będzie znaleźć drugiego człowieka, który byłby w stanie z podobną radością dzielić się swoimi talentami ze światem.  Będzie nam go bardzo brakować.

Jeżeli się nie mylę, programerem na polskim festiwalu jesteś po raz pierwszy. Czego spodziewasz się po środkowoeuropejskiej publiczności?

- Tak, w Polsce będę po raz trzeci, ale pierwszy raz w charakterze programera. Mówiąc szczerze, to jestem lekko przerażony i nie wiem, czego się spodziewać. Mam nadzieję, że oprócz miłości do filmów, publiczność połączy wspólnota doświadczeń, bez względu na kolor skóry czy narodowość. Taka Claudine np. dobrze ukazuje, że mocowanie się z aparatem państwa jest niewdzięcznym zadaniem bez względu na szerokość geograficzną, na jakiej człowiek się znajduje. Mam nadzieję, ze pod koniec Cooley High, na którym płakałem, w oczach niektórych również pojawią się łzy. Może dzięki tym projekcjom uda się zrozumieć, czemu jako dziecko chciałem być taki jak John Shaft.

Bo kim byśmy nie byli, w zasadzie nie różnimy się od siebie aż tak bardzo. Roger Ebert twierdził, że kino ma siłę jednoczenia ludzi, i ja jestem tego samego zdania. Mam nadzieję, że będę mógł się do tego przyczynić moją pracą w ramach sekcji. Z niecierpliwością czekam na dyskusje z publicznością filmów Black American Cinema.

Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na festiwalu.

*Odie Henderson -  - amerykański krytyk filmowy, jeden z korespondentów Rogera Eberta, autor blogów Big Media Vandalism i Tales of OdieNary Madness. Publikował m.in. na łamach Salon.com i The House Next Door.

Źródła: Off Plus Camera, NY Daily News

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz