piątek, 6 maja 2011

[SZYBKI KLAPS!] SZYBCY I WŚCIEKLI 5
















(Fast Five)
USA, 2011, 130 min.
Reżyseria: Justin Lin
Dystrybucja: UIP 

Jakiś czas temu mój dobry kumpel, napomykając o zdarzających się mu problemach z wysypianiem się, przedstawił mi swoją specyficzną definicję pojęcia „płytki sen”. Brzmiało to następująco: „No wiesz, płytki sen: śnią mi się dupy, szybkie samochody, pistolety…” Neal H. Moritz i Michaell Fottrell, główni producenci liczącej już pięć odcinków serii Szybcy i wściekli, muszą od lat spać podobnie niespokojnym snem, bo epatowanie mało wyszukanymi motywami z każdą kolejną częścią wychodzi im z coraz lepszym ekranowym efektem.
 

Piąta odsłona cyklu o pięknych samochodach i szybkich kobietach rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie dwa lata temu pożegnaliśmy trójkę głównych bohaterów serii: skazanego na 25 lat więzienia złodzieja samochodów Dominika Toretto (Vin Diesel), jego siostry Mii (Jordana Brewster), wiecznie uwikłanej w nieczyste interesy brata, i agenta Briana O’Connera (Paul Walker) – pierwszorzędnego kierowcy po drugiej stronie prawa. W świetle wyroku, jaki ciąży na Toretto, związany z siostrą złodzieja O’Conner postanawia zarzucić policyjną praktykę i organizuje z sukcesem przeprowadzoną akcję odbicia Dominika z więziennego konwoju. Uciekając przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości, cała trójka ląduje w końcu w Brazylii, gdzie znajdują schronienie pośród elementu przestępczego Rio de Janeiro. Coś jednak jeść trzeba i nie mija długi czas, nim bohaterowie zaczynają kraść auta dla lokalnej mafii i ich szefa Reyesa (znany z Desperado Rodrigueza, z metra cięty latynoski szwarccharakter Joaquim de Almeida). Gdy ten próbuje z Amerykanami grać nie czysto, Dominic i Brian sabotują robotę wykonywaną wespół ze sługusami Reyesa, przechwytując przy okazji komputerowy chip zawierający dokładne informacje na temat wszystkich pralni pieniędzy bossa. Można się domyślić, że trzęsącemu miastem mafiosowi całkiem nie jest to w smak, w efekcie czego zaczyna nastawać na życie trójki bohaterów. Wobec takiego obrotu wydarzeń, niedający sobie w kaszę pluć Dominic, przy pomocy fachowców znanych z poprzednich części cyklu opracowuje plan wykradzenia wszystkich brudnych pieniędzy Reyesa. W tym samym czasie przeczesywać fawele zaczyna przybyły do Rio oddział agenta Hobbsa (Dwayne Johnson) – stuprocentowo skutecznego amerykańskiego służbisty, który za punkt honoru postawił sobie złapanie Toretto i dopilnowanie, żeby zbiegły więzień tym razem już na pewno trafił za kratki.

Nie jest to pełne streszczenie – jak mogłoby się wydawać – piątej części popularnej serii o trudach prowadzenia niecodziennie szybkich samochodów. Trwający ponad dwie godziny Szybcy i wściekli 5 są tak przeładowani powracającymi postaciami, zaskakującymi sojuszami i nie zawsze potrzebnym dorzucaniu kolejnych cegiełek do portretów dobrze już znanych postaci, że pisanie o nich zajęłoby dłużej niż przejechanie z Zakopanego nad Bałtyk stjuningowanym Fiatem 126p. Czy to źle? Zależy od tego, czego od tego typu wakacyjnego kina wymaga widz.
Szybcy i wściekli 5 to film świadomy swoich naddatków, z premedytacją przesadzony na każdym możliwym poziomie – od sztampowego, pełnego truizmów scenariusza
Chrisa Morgana (co kreatywnie skomentował serwis The Onion), przez napęczniałych mięśniami bohaterów w typie macho (Dwayne Johnson – to nie człowiek, to gigant!), po przeczące prawom fizyki, monumentalne sceny pościgów, podczas których jakimś cudem nie ginie żaden przechodzień (zniszczenie, jakie bohaterowie sieją na ulicach Rio w zamykającej film sekwencji ucieczki na dwa auta z wykradzionym z posterunku policji sejfem, daje do zrozumienia, na co poszła lwia część osiemdziesięciopięciomilionowego budżetu filmu). Jeżeli jakiś mężczyzna nadal pociesza się myślą, że rozmiar nie ma znaczenia, Szybcy i wściekli 5 są tu po to, żeby zadać temu stwierdzeniu kłam.

Przy wszystkich oczywistych brakach filmu nie da się nie zauważyć, że reżyser Justin Lin jednak uczy się na własnych błędach (to już trzeci – po Tokio Drift i Szybko i wściekle – odcinek jego autorstwa), dopieszczając do perfekcji cokolwiek infantylną formułę serii. Limitowane bryki – są, piękne panie – jak najbardziej, strzelaniny – i to jakie! Reżyser jednocześnie rozumie, że zajeżdżanie wciąż tej samej tematyki, może w końcu zatrzeć dobrze naoliwiony silnik serii, dlatego też w tej części widać już stopniowe odchodzenie od tematu wyścigów i kultury tuningu na rzecz popularnej formuły kina kasiarskiego, znanej chociażby z serii Ocean’s… Steven Soderbergha.

W Szybcy i wściekli 5 bezwstydnie serwuje się nam to, co jest bliskie sercu każdego dużego chłopca, a do czego czasem wstyd się przyznać: fascynację drogimi samochodami prowadzonymi pewną ręką przez żyjących poza prawem samców alfa, ze skąpo odzianymi dziewojami uwieszonymi u drążka. Głupie to wszystko jak but (dobry przykład: po tym jak podczas odbijania Toretto autobus z więźniami koziołkuje po twardej powierzchni, z relacji reportera dowiadujemy się, że z potwornej kraksy wszyscy wyszli bez szwanku, a z konwoju uciekł tylko nasz bohater!), amoralne co najmniej jak seria Grand Theft Auto (w końcu kibicujemy tutaj zadeklarowanym złodziejom), ale zabawy przy tym tyle, że jeżeli w lato znajdzie się okazja, żeby Szybkich i wściekłych 5 obejrzeć raz jeszcze, tej wstydliwej przyjemności na pewno sobie nie odmówię.



(2 x KLAPS! = całkiem dobry film)

Fanom serii zaleca się pozostanie w fotelach do końca napisów. Czeka ich nie lada zaskok i przy okazji zawiązanie akcji następnej części cyklu – słuszną decyzją producentów tym razem także w reżyserii Justina Lina.

Źródła: materiały dystrybutora, The Onion NewsYouTube

2 komentarze:

  1. Polecam film oraz dodatki na plycie. Wlasciwie po uswiadomieniu sobie ile pracy i pomyslowosci potrzeba do urealnienia tych wszystkich efektow, to naprawde zbierajac to wszystko do kupy nikt nie powinien odwazyc sie na swojskie:'ale bajeczka'.
    Soundtrack tez jest w klimacie!
    Two thumbs up!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro pan poleca, sięgnę po wersję Blu-ray jak tylko będę miał w zapasie wolne trzy godziny. I tak miałem plan, by do filmu wrócić w ramach pozytywnego odmóżdżenia świąteczną porą, więc okazja się nadarza.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń