środa, 8 lutego 2012

[SZYBKI KLAPS!] IDY MARCOWE



















(The Ides of March)
Stany Zjednoczone, 2011, 101 min.
Reżyseria: George Clooney
Dystrybucja: Kino Świat

Kiedy w październiku zeszłego roku Idy marcowe George'a Clooneya wchodziły na ekrany Stanów Zjednoczonych, amerykańska kampania prezydencka była jeszcze w powijakach. Dzięki tradycyjnej opieszałości naszych dystrybutorów ostatni film reżysera Good Night, and Good luck (2004) Polacy mają okazję obejrzeć w momencie, gdy prawybory w USA nabierają rumieńców.

Zacznijmy od truizmu: polityka to gra dla dużych chłopców. Pomijając niepotrzebnie seksistowskie zabarwienie powyższej deklaracji, cała reszta się zgadza (wiem, bo sam przez jakiś czas babrałem się w tej piaskownicy). Bez dwóch zdań najbardziej brutalny charakter zabawa ta przyjmuje w trakcie kampanii prezydenckich: podczas gdy kandydaci błyszczą perlistymi uśmiechami i obiecują społeczeństwu bóg wie co, zastępy ich pracowitych pszczółek zajęte są promowaniem swojego pracodawcy i wynajdowaniem haków, które osłabią pozycję przeciwnika. Niektórzy z nich robią to, bo są przekonani o moralnej wyższości ich kandydata nad resztą polityków, inni najzwyczajniej w świecie chcą wdać się w łaski przyszłego wygranego. Idy marcowe przedstawiają kampanię wyborczą właśnie z perspektywy pracowników jednego z takich sztabów. 

Nietrudno się domyślić, że Clooney-reżyser nie ma dla widza wesołych wniosków. W Idach marcowych pozwala nam śledzić bolesny proces pozbywania się złudzeń przez Stephena Myersa (Ryan Gosling) - politycznego idealistę i prawą rękę szefa kampanii popularnego gubernatora Morrisa (w tej roli sam reżyser), jednego z dwóch polityków rywalizujących o nominację Partii Demokratycznej w przyszłych wyborach prezydenckich. Myers to przykład młodego, skutecznego działacza całkowicie oddanego pracy  - ktoś, kogo po swojej stronie chętnie widziałby polityczny wyjadacz prowadzący kampanię kontrkandydata. Gdy ambicja młodego demokraty zostaje przyjemnie połechtana propozycją pracy dla przeciwnika, a reputacja aktualnego pracodawcy okazuje się nie być wcale tak nieskazitelna, Myers - do tej pory niezachwianie pewny swego - po raz pierwszy na swojej politycznej drodze musi wybierać między ideałami a karierą. To nad wyraz ludzkie przejście od młodzieńczej pyszałkowatości do poważnej życiowej rozterki Gosling odgrywa zaskakująco biegle i z dużym stopniem werbalnego zaangażowania - biorąc pod uwagę jego ostatnie, dosyć małomówne role (Drive, Kocha, lubi, szanuje - oba z zeszłego roku). Jeżeli ktoś ma nadal wątpliwości co do poziomu talentu i aktorskiej skali tego trzydziestolatka, nie musi odświeżać sobie Szkolnego chwytu (2006), za który Gosling swego czasu nominowany był do Oscara®  - wystarczy, że obejrzy  Idy marcowe, gdzie poziom aktorstwa dostosowany jest do kunsztu całego zespołu, w którym żadne nazwisko nie jest obce członkom Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej (szczególną satysfakcję zapewniają widzowi Philip Seymour Hoffman i Paul Giammatti w rolach szefów poszczególnych kampanii - gwiazdy drugiego planu, które nigdy nie zawodzą). Clooney - choć aktorsko również wycofany na dalsze pozycje - nie odstaje od reszty, pozostając makiawelicznym motorem wydarzeń w tej elegancko rozegranej partii męskich szachów (kobiety ukazane są tu głównie w charakterze ofiar wielkiej polityki). Jako scenarzysta i reżyser popularny aktor wyraźnie hołduje starej szkole opowiadania historii (co udowodnił cztery lata temu w nostalgicznych Miłosnych gierkach) i to tradycjonalistyczne podejście idealnie wpisuje się w wyważony rytm scenariusza Granta Heslova (opartego na sztuce Beau Willimona), który typową trzyaktową strukturą gładko i bez formalnych udziwnień prowadzi widza do mądrze niejednoznacznego finału.

Truizmem zaczęliśmy i taką też formą zakończymy: władza zmienia człowieka na gorsze. Potrzeba jednak nie lada talentu i nakładu pracy, by tak wyświechtany komunał przekształcić w świetnie zagrany, trzymający w napięciu thriller polityczny. W miarę możliwości zobaczcie go jak najszybciej - na przedwyborcze wiadomości zza oceanu pozwoli to spojrzeć całkiem innym okiem.


(1,5 x KLAPS! = bardzo dobry film)

Żródła: Wall Street Journal, materiały dystrybutora

4 komentarze:

  1. przywołanie "podobieństwa" do nieudanych "Miłosnych gierek" nie zapowiada dobrze tego filmu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam nieudanych;) Kocha chłop złotą erę Hollywoodu i dał temu wyraz w taki właśnie sposób. A w samym porównaniu chodziło bardziej o trzymanie się tradycyjnych rozwiązań, które nadal się sprawdzają - if it ain't broke, don't fix it!D

      Usuń