niedziela, 25 marca 2012

[SZYBKI KLAPS!] PRZETRWANIE



















(The Grey)
USA, 2012, 112 min.
Reżyseria: Joe Carnahan
Dystrybucja: Monolith

Biorąc pod lupę ostatnie pół roku ekranowych importów z Hollywood, można zauważyć nowy trend w amerykańskim kinie, a dokładniej w charakterystyce jego męskich protagonistów. Kiedyś samowystarczalni królowie życia, dla których kobieta była swoistym trofeum wieńczącym ciąg sukcesów, dzisiejsi ekranowi herosi - pozbawieni damskiego wsparcia - boleją zagubieni w meandrach życia. Clooney w Spadkobiercach, Damon w Kupiliśmy Zoo i teraz Neeson w nowym filmie Joe Carnahana (Drużyna A, 2010) z trudem próbują stanąć na nogi po stracie ukochanej kobiety. I choć Neeson w Przetrwaniu nie kryje swojego irlandzkiego akcentu, film - będący adaptacją opowiadania Iana Mackenziego Jeffersa - idealnie wpisuje się w popularny ostatnio trend przedstawiania amerykańskiego macho w stanie głębokiego kryzysu.

Amerykanin czy nie, jedno jest pewne: północnoirlandzki aktor jest najlepszym przykładem na to, jak mądrze zarządzać swoją karierą. Kojarzony głównie z ambitnym repertuarem historyczno-kostiumowym (NędznicyLista SchindleraGangi Nowego Jorku), w wieku pięćdziesięciu trzech lat, wraz z wejściem na ekrany pierwszego Batmana Christophera Nolana, mimowolnie stał się bohaterem inteligentnego kina akcji. Filmy takie jak Uprowadzona Morela, Tożsamość Collet-Serry czy poprzednia produkcja Carnahana, nowa wersja telewizyjnej Drużyny A, ugruntowały wizerunek Neesona jako "człowieka, który posiadł zestaw specyficznych umiejętności", które wywołują strach u jego ekranowych przeciwników. W osadzonym na alaskańskim pustkowiu Przetrwaniu aktor łączy oba okresy swojej kariery, wcielając się w zaprawionego w bojach snajpera o rysie tak tragicznym, jakby rodowód tej postaci wywiedziono z twórczości Ernesta Hemingwaya.

Grany przez Neesona Ottoway to człowiek złamany przez życie. Po stracie kobiety, która stanowiła dlań sens istnienia (dowiadujemy się tego z licznych retrospekcji wzbogaconych komentarzem z offu), zaszył się w ostępach Alaski, gdzie bez przekonania zajmuje się odstrzałem wilków, które podchodzą pod instalacje firmy energetycznej, która go zatrudnia. Ottoway najchętniej sam strzeliłby sobie w łeb, ale nie potrafi pociągnąć za spust. Gdy pracowniczy transport, którym wraca do stolicy stanu, rozbija się na wilczym żerowisku, mężczyzna staje na czele grupy ocalałych robotników, odnajdując w sobie pierwotną wolę walki o - tak, zbliża się magiczne słowo - przetrwanie.

W filmie Carnahana największe wrażenie robi niemalże grobowy ton - tak różny od chłopięcej błazenady Drużyny A. Nowy film reżysera - rozrywkowy mniej więcej tak, jak fatalistyczna proza Cormaca McCarthy'ego - poraża wręcz obrazem koszmarnych realiów alaskańskiego odludzia i tego, jak bezbronny staje się człowiek wobec potęgi natury. Tym bardziej, że grupa ludzi, którzy próbują przeżyć atakowani przez watahę przerośniętych wilków, to nie jakieś miastowe wymoczki, ale chłopy na schwał, którzy do pracy na Alasce nie trafili przez przypadek, ale dzięki swoim warunkom - tak fizycznym, jak psychicznym. Carnahan i aktorzy włożyli dużo pracy, by sześcioosobową grupę oblepionych śniegiem rozbitków zróżnicować na tyle, by nie zlewali się w męską masę: są tutaj zarówno rozgadani panikarze, stoicy, jak i małomówni zdroworozsądkowcy. I oczywiście znajdzie się wśród nich taki (Dermot Mulroney), który zakwestionuje przywództwo samca alfa.

Tę paralelę między światem zwierząt i ludzi Carnahan wygrywa trochę zbyt dosłownie, ale to także dzięki niej film nie jest tylko survivalowym horrorem z wilkami zamiast psychopaty, który wybija kolejnych członków obsady. Walka o władzę w ludzkim stadzie nie przebiega w Przetrwaniu tak jednoznacznie, jakby mogłoby się to początkowo wydawać, i koniec końców to właśnie ta emocjonalna szarpanina pozwala grupie zrozumieć powagę sytuacji, w jakiej się znaleźli. Gdy wzajemne animozje ustają, a kolejny kompan umiera z zimna, grupa bohaterów (czy raczej to, co z nich pozostało) postanawia końcówkę życia przeżyć godnie, bez towarzystwa zwierzęcego strachu, kierując się przytaczanym przez Ottowaya wierszem o dniu, "który przyniesie śmierć, ale żyć w trakcie niego będzie się tak intensywnie, jak nigdy przedtem". Te i inne egzystencjalne zapędy Carnahana pewnie nie wszystkim przypadną do gustu (jak chociażby nienajlepsza scena, w której Ottoway w chwili słabości dosyć głośno kłóci się z Bogiem). Na szczęście te wybory dobrze równoważy muzyka Marka Streitenfelda, ilustratora pięciu ostatnich filmów Ridleya Scotta (który - nomen omen - razem z bratem Tonym w Przetrwaniu pełni rolę producenta) - odpowiednio rzewna, ale w elegancki, stonowany sposób.

Przetrwanie to swego rodzaju wypadkowa Uwolnienia (1972) Boormana i Niepokonanych (2010) Weira,  przefiltrowana przez hemingwayowską wrażliwość fatalisty-romantyka, której hołdować zdają się wszyscy zaangażowani w ten projekt - z szorstkim, zbolałym Neesonem na czele. Kino męskie, dołujące, a w swoim survialowym schemacie także niespecjalnie oryginalne. Co z tego, kiedy zrobione tak profesjonalnie i z takim zaangażowaniem, że chciałoby się obejrzeć je jeszcze raz.


(2 x KLAPS! = całkiem dobry film)


Żródła: YouTube, materiały dystrybutora

2 komentarze:

  1. Widzialem i jakos mnie na lopatki nie rozlozylo. Troche takie THE ROAD Hillcota, tylko bardziej doslownie.

    Alfred Melina

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli jednak trop z pisarstwem Cormaca McCarthy'ego zauważają też inni. Tym lepiej dla filmu!)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń