poniedziałek, 3 czerwca 2013

[SŁOWA, SŁOWA, SŁOWA] MAJ 2013


Koniec maja przyniósł wiadomość, która sprawiła, że wielu kinomanów straciło wiarę w człowieka: oto popularny mem z naburmuszonym kotem stanie się podstawą pełnometrażowego filmu kinowego! Wszyscy zaczęli zachodzić w głowę, czy w roku 2013 Hollywood naprawdę nie ma już z czego robić filmów, skoro chce przenosić na ekran serię internetowych obrazków. KLAPS stawia pytanie inaczej: a czy w ogóle przez te 13 lat XXI wieku Hollywood miało jakiś pomysł, który nie byłby zwykłą próbą zbicia kapitału na czymś, co wcześniej zaskoczyło wśród publiczności?
Jak się okazuje, w wyrachowanej postawie przez ostatnie lata, amerykański przemysł filmowy nie prezentuje niczego, czego nie robiłby od momentu wynalezienia kinematografu.

Od początków XX w. kino karmiło się intermedialną adaptacją, przenosząc na ekran wszystko, co sprzedawało się w formie gazetowo/książkowej (od fantastyki Juliusza Verne'a po romanse Jane Austen). Z czasem na ekran zaczęło trafiać to, co zyskiwało popularność na deskach teatrów, później do źródeł zapożyczania doszły popularne słuchowiska radiowe, a niedługo potem telewizja i gry komputerowe. Dziś, naturalną koleją rzeczy, Hollywood swojej złotej krowy zaczyna szukać w czeluściach internetów. I tak jak od zawsze kino próbowało przechwycić popularność gwiazd muzyki czy sportowców (od Marlene Dietrich po Dwayne'a "The Rocka" Johnsona), zatrudniając ich w charakterze aktorów, tak teraz - wraz ze wzrostem znaczenia gwiazd sieci - będzie się podłączać pod rzesze fanów tego, co internety wypluwają z siebie każdego dnia (generując ruch, o jakim kinowi dystrybutorzy mogą jedynie pomarzyć). 
Dlatego fakt, że kotka Tardar Sauce (znana jako Grumpy Cat) została kupiona do tego, by do kin zaciągnąć grono amatorów jej zgorzkniałego humoru, nie powinien ani bulwersować, ani inspirować do wieszczenia końca kina jako takiego. A kto wie, może gdy projekt trafi w ręce jakichś niegłupich ludzi, to wyjdzie z tego drugi Ted? Jak by miało nie być, należy pamiętać, że Garfield też na ekrany przydreptał całkiem skądinąd (z gazetowego stripa rozpoczętego jeszcze w latach 70. minionego wieku). A my, kinomani, skoro w ostatnich latach przeżyliśmy kinowe adaptacje gier planszowych (Battleship: Bitwa o Ziemię), zabawek (dwie części GI Joe, trzy koszmary sygnowane marką Transformers) i komiksów (bez liku), powinniśmy równie bezboleśnie przeżyć film na podstawie mema.

Do tego czasu comiesięczna porcja mini recenzji, które KLAPS! w ciągu ostatnich czterech tygodni wypluł na Twittera (wśród nich adaptacja literatury, ekranizacja musicalu, remake horroru z lat 80., piąty sequel filmu o pięknych samochodach i tylko dwa filmy zrealizowane na podstawie tzw. oryginalnych scenariuszy). Stosunek pomysłowości do odtwórczości w tym zestawieniu to 2/6 - czyli jeszcze nie jest tak źle, jak można by sądzić.


WIELKI GATSBY/2013/Luhrmann. Niemiłosiernie rozdęta ekranizacja całkiem kameralnej historii. Sam G. Lucas gorzej by tego nie zrobił.
(3 x KLAPS! = przeciętny film)
POLOWANIE/2012/Vinterberg i Mikkelsen o stadnych zachowaniach w społeczeństwie. Laureat Europejskiej Nagrody Filmowej - zasłużenie.

(1,5 x KLAPS! = bardzo dobry film)
MARTWE ZŁO/2013/Alvarez. Remake z szacunkiem dla oryginału, ale bez efektu zaskoczenia klasyka Raimiego. Na co komu taka aktualizacja?
(3 x KLAPS! = przeciętny film)
ROCK OF AGES/2012/Shankman. Z Broadwayu na ekrany: musicalowy list miłosny do hair metalu lat 80. Kiczowata historia, dobra obsada.

(2,5 x KLAPS! = prawie dobry film)
MAMA I JA/2013/Fletcher. B. Streisand jako nadopiekuńcza matka S. Rogena. Komediowe kino drogi bez fajerwerków, ale i bez żenady.

(2 x KLAPS! = całkiem dobry film)
SZYBCY I WŚCIEKLI 6/2013/Lin. Po dobrze wyważonej "piątce", awaria proporcji w nowym odcinku sagi rodziny Toretto. Głupio i widowiskowo.
(3 x KLAPS! = przeciętny film)



*[SŁOWA, SŁOWA, SŁOWA] to comiesięczne zestawienia publikowanych na Twitterze mini-recenzji. Cykl swego czasu zainspirowała reżyser Barbara Białowąs, oskarżając krytyka Michała Walkiewicza o wodolejstwo i gołosłowie w recenzji jej wiekopomnego dzieła - Big LoveStąd recenzencka ekonomia - maksimum treści w śmiesznych stu czterdziestu znakach.

Źródła: materiały dystrybutorów, Digital Trends

2 komentarze:

  1. Też jak zobaczyłem tego newsa - pomyślałem "siriusli?" ale kto wie, spece od komedii - a kilku w Hollywood jeszcze się ostało - może coś z tego wykrzesają, jakby nie było to tylko wstępny news i na razie wiele więcej nie wiadomo - choć przypominają się takie smaczki jak Battleship: Bitwa o Ziemię (znam tylko z opowieści - sam nie widziałem), w kinie nie zawsze było ambitnie i mądrze, było po prostu wszystkiego po trochu, może nawet z przewagą przeciętności. Jedyna rada? Ignorować :-) pierwsze zwiastuny powinny pokazać, czy z "kota wyjdzie coś ciekawego" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A z tym zwiastunem pewnie wyrobią się do końca roku - memy tak szybko zdychają, że lepiej dla nich, żeby się pospieszyli, bo za rok okaże się, że w międzyczasie internety pokochały jakiegoś innego dachowca ;-)

      Usuń