sobota, 20 grudnia 2014

[PIERWSZE WRAŻENIE] HOBBIT: BITWA PIĘCIU ARMII


Na Bitwę Pięciu Armii Petera Jacksona szedłem z mało pozytywnym nastawieniem (przed seansem zrobiłem sobie powtórkę z rozszerzonych edycji dwóch poprzednich części i pomimo tego, że przez te 6 godzin starałem się robić w domu przedświąteczne porządki, to i tak niemiłosiernie się wynudziłem). Do kina jechałem raczej z blogerskiego obowiązku niż z tej palącej potrzeby nerda SF/Fantasy, która swego czasu towarzyszyła moim wyprawom na kolejne części Władcy Pierścieni

I co? I dupa, moi kochani, bo film okazał się całkiem zgrabnie wykoncypowanym zamknięciem tego sztucznego tworu, jakim jest ta rozciągnięta na trzy filmy nowozelandzka wersja klasyki Tolkiena. W żadnym wypadku nie jest to nic wybitnego, ale sam fakt, że Jackson w tym filmie wrócił do poziomu Powrotu króla jest dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem. Dodać do tego bardzo mądre rozwinięcie postaci Thorina (Richard Armitage) jako upadłego krasnoludzkiego króla, i mamy naprawdę dobry powód, żeby w te święta z całą rodziną wybrać się do kina.

Więcej o trzecim Hobbicie w luźnych przemyśleniach, które zaraz po seansie nagrałem dla Waszej (nie)przyjemności, a które znajdziecie poniżej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz