Shia LaBeouf od jakiegoś czasu usilnie stara się zerwać z opinią uprzywilejowanego dziecka Hollywoodu. Dwudziestosiedmiolatek do niedawna kojarzony głównie z serią Transformers w ostatnich latach grał wyłącznie w dramatach (Reguła milczenia R. Redforda, Gangster J. Hillcoata), a im projekt wydawał się bardziej kontrowersyjny, tym aktor chętniej się weń angażował (Nimfomanka Von Triera, odważny teledysk Fjögur píanó zespołu Sigur Rós).
W międzyczasie bawił się także w reżysera, tworząc teledyski do utworów Marilyn Mansona i Kida Cudiego, tego ostatniego obsadzając również w Maniaku - swojej przedostatniej krótkometrażówce, mocno inspirowanej słynnym francuskim paradokumentem Człowiek pogryzł psa (1992). I tak jak przy okazji tamtej produkcji LaBeouf zapomniał choćby napomknąć o tym, skąd czerpał pomysły, tak teraz idzie na całość i w swym najnowszym filmie w całości kradnie treść z komiksu Daniela Clowesa, sądząc, że nikt się nie połapie. Big mistake.
HowardCantour.com w reżyserii LaBeoufa opowiada historię internetowego krytyka (w tej roli komik Jim Gaffigan), którego decyzje przy ocenie filmów ewidentnie inspirowane są nieciekawą sytuacją w jego życiu osobistym. Jedenastominutowy film w całkiem niegłupi sposób pokazuje codzienność ludzi piszących o filmie, także tych nie do końca rzetelnych, i ogląda się to wcale przyjemnie (pewnie szczególnie docenią go wszelkiej maści blogerzy filmowi). Problem polega na tym, że ten krótki metraż jest praktycznie przełożeniem 1:1 komiksu Justin M. Damiano Daniela Clowesa (którego Ghostworld także wcześniej trafił na ekrany) - przełożeniem, które w żaden sposób nie honoruje wkładu autora oryginalnego pomysłu.
HowardCantour.com miał premierę w maju br. na festiwalu w Cannes, ale w sieci pojawił się wczoraj, umieszczony w całości na Vimeo przez firmę produkcyjną LeBoufa. Po tym, jak Internet połapał się w podobieństwach między filmem i komiksem, a wiadomość o plagiacie ze strony LeBoufa obiegła świat, dostęp do filmu został ograniczony (wideo jest zahasłowane).
Ale czego się nie robi dla swoich czytelników, prawda? KLAPS! jak zwykle się postarał i obiekt całej kontrowersji w całości znajdziecie poniżej (najlepiej obejrzeć go, porównując pierwszą minutę z panelem z komiksu Clowesa, który widzicie obok).
Jak dla mnie, cała sytuacja jest piękną ilustracją tego, jak w dzisiejszych copy-paste czasach traktuje się własność intelektualną (i jak łatwo można się na tym przejechać). Sam LaBeouf w serii pokajanych tweetów przyznał się wczoraj, że ewidentnie dał ciała. Po co mu to wszystko było, można się długo zastanawiać, ale wątpię, by cała ta sytuacja była skrzętnie przygotowaną akcją PR - rozgłos rozgłosem, ale raz stracony szacunek branży i pozycję uczciwego współpracownika bardzo trudno odbudować.
In my excitement and naiveté as an amateur filmmaker, I got lost in the creative process and neglected to follow proper accreditation
— Shia LaBeouf (@thecampaignbook) grudzień 17, 2013
Źródła: Daniel Clowes/Fantagraphics, Vimeo, BuzzFeed, Twitter, The Hollywood Reporter
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz