czwartek, 4 kwietnia 2013

SPRING BREAKERS

(Spring Breakers)
Stany Zjed., 2012, 94 min.
Produkcja: Charles-Marie Anthonioz, Jordan Gertner, Chris Hanley
Reżyseria: Harmony Korine
Scenariusz: Harmony Korine
Zdjęcia: Benoît Debie
Muzyka: Cliff Martinez & Skrillex
Montaż: Douglas Crise
Scenografia: Elliott Hostetter
Kostiumy: Heidi Bivens
Występują: James Franco, Vanessa Hudgens, Selena Gomez, Ashley Benson, Rachel Korine i inni
Dystrybucja: ITI Cinema

FADE IN: Harmony Korine to hołota amerykańskiego kina. Hołota, ma się rozumieć, w jak najlepszym znaczeniu tego słowa: celuloidowy żul świetnie czujący puls ulicy, kronikarz tego, co najgorsze na amerykańskim Południu, fotoamator tworzący kino o ludziach pozbawionych perspektyw, dla takiej też widowni. Od czasu debiutu w 1997 r. (Gummo) konsekwentnie z dala od głównego nurtu, przedkładając niezależność w dokumentowaniu amerykańskich patologii nad znane nazwiska na liście płac i wsparcie dużych konglomeratów medialnych. W tym roku Korine robi wyjątek, wchodząc w mariaż z Annapurna Pictures i machiną PR młodocianej gwiazdy Seleny Gomez, na potrzeby filmu o niewyżytych, złych, niedobrych, do cna zepsutych studentach korzystających z życia podczas ferii semestralnych.

Korine już wcześniej udowodnił, że jak się przyłoży, to potrafi stworzyć obraz, który pozostając w kręgu osobliwej estetyki filmów reżysera (której krańcowym przykładem jest fauhaesowy koszmar Trash Humpers), jednocześnie otwiera się na szerszą publiczność. Takim filmem był pobłgosławiony przez Wernera Herzoga i Leosa Caraksa Mister Lonely (2007), w którym tytułami piosenek Michaela Jacksona oznaczono kolejne rozdziały z życia introwertycznego naśladowcy króla popu, granego z wyczuciem przez Diego Lunę. Biorąc pod uwagę młodzieżową tematykę Spring Breakers oraz zaangażowanie w projekt kochanych przez widzów MTV Jamesa Franco, Seleny Gomez i Vanessy Hudgens, istniały duże szanse, że nowy film Korine'a będzie podobnym przykładem zdrowego kompromisu, na którym nikt nie straci. Niestety, najbardziej stratny na tym przedsięwzięciu okazuje się sam widz.

Im dłużej człowiek zastanawia się nad tą ujaraną wycieczką na Florydę w towarzystwie niegrzecznych studentek, tym trudniej dojść, czemu Spring Breakers ma tak naprawdę służyć. Jako krytyka młodego pokolenia, które życie zdaje się traktować jak grę komputerową, film Korine'a jest zbyt grafomańsko dosłowny, by traktować go poważnie (do tego stopnia, że bohaterkom każe deklarować, że, tak, rzeczywiście, potraktujmy nasze zatargi z prawem jak grę wideo). Ocena filmu Korine'a jako otwierającego oczy portretu środowiska zdemoralizowanej młodzieży też nie przynosi wysokich not, bo Spring Breakers nie pokazują nam niczego, czego byśmy nie widzieli wcześniej, a i sam Korine jako nastolatek miał w tym temacie do powiedzenia dużo więcej (jako autor scenariusza obrazoburczych Dzieciaków Larry'ego Clarka). Jedyne w czym Spring Breakers się w miarę sprawdzają to rozdziewiczanie medialnego wizerunku Seleny Gomez jako słodkiej pop gwiazdki kojarzonej z Justinem Bieberem, choć nawet to zrobione jest na tyle asekuracyjnie, że gdy w filmie zaczyna naprawdę robić się gorąco, scenariusz wysyła naszą uduchowioną bohaterkę o imieniu Faith - jakżeby inaczej - z powrotem w rodzinne strony (nie zdziwiłbym się, gdyby cała rola Gomez była napisana w porozumieniu ze sztabem jej agentów).

Selena Gomez jako Faith, czyli znajdź na zdjęciu jedną postać, która nie pasuje do imprezowego krajobrazu.

Najbardziej przytłaczający w nowym filmie Korine'a nie jest jednak brak finezji w opowiadaniu historii kilku imprezowych dziewczynek (scenariusze lubującego się w improwizacji Korine'a zawsze pisane są w cały świat); to, co uwiera najbardziej, to zwykła tępota wywodu, który jako rozprawka na temat degradacji tzw. amerykańskiego snu brzmi tak topornie, jak u nas pokoleniowe dywagacje Katarzyny Rosłaniec (Galerianki, Bejbi blues). Ilość początkowych scen, w których Vanessa Hudgens składa dłonie w kształt imitujący pistolet, łopatologicznie sugerując jej ciągoty do broni palnej, najzwyczajniej nuży (i to nawet, gdy weźmie się pod uwagę to, że powtarzalność jest częścią charakterystycznego języka reżysera z Nashville). Scen jarania, upijania się i wciągania koksu uświadczymy tutaj tyle, że nim to epatowanie zacznie powoli dobiegać końca, dawno przestanie to robić na nas jakiekolwiek wrażenie.

"Drugs are bad, m'kay?" Tępy dydaktyzm Spring Breakers aż prosi się o parodystyczną reinterpretację w South Parku. 

Jeżeli Spring Breakers się czymś bronią, to oprawą audio-wizualną i rolą Jamesa Franco, który jako lokalny gangster zapatrzony w Tony'ego Montanę z Człowieka z blizną (1983) aktorsko wyraźnie odstaje od reszty obsady. Zdjęcia Benoîta Debie utrzymują narkotyczny charakter jego prac dla Gaspara Noé (Wkraczając w pustkę), jednocześnie gromko podśmiewając się z tandetnej wideoklipowej estetyki spod znaku Tits&Ass. Całości dopełniają elektroniczne tła Cliffa Martineza (Drive) wspomaganego dubstepowymi bangerami Skrilleksa, które idealnie wpasowują się w imprezową konwencję. Plusów tyle i tylko tyle.

Nie sposób nie odnieść wrażenia, że jedna z najbardziej wyczekiwanych premier roku okazała się jedynie pustą namiastką czegoś, co miało aspirować do pokoleniowego portretu. Ani to ciekawa krytyka hedonistycznego podejścia do życia dzisiejszych dwudziestolatków, ani dobre kino klasy B w hołdzie De Palmie i Russowi Meyerowi. Twórcze kompromisy, nieciekawe postaci i tani dydaktyzm jak ze słynnego Reefer Madness (1936) - nie takiego Korine'a znamy i kochamy.

(3 x KLAPS! = przeciętny film)

FADE OUT: Jeżeli chcielibyście obejrzeć coś rzeczywiście wartego uwagi, polecam dokument francusko-niemieckiej telewizji Arte, w którym Korine'a w zapyziałym Nashville odwiedza Gaspar Noé, jego duchowy brat z dalekiej Francji. Dwóch wykolejeńców kina przechadzających się po najgorszych zakątkach amerykańskiej stolicy country - czy może być coś lepszego?



Źródła: materiały dystrybutoraYouTube

3 komentarze:

  1. "hołota amerykańskiego kina" ależ mi się to podoba! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zawsze do usług:)

      Usuń
    2. Nawet Harmony Korine jest już od 5 lat mężem i ojcem :( Fak.

      Usuń