sobota, 21 kwietnia 2012

[OFF+'12] SHE MONKEYS, THERE BE DRAGONS, TYRANNOSAUR

Festiwal powoli dobiega końca, a wraz z nim zamiera ruch w Centrum Festiwalowym znajdującym się w krakowskim Pałacu pod Baranami. Już dzisiaj o godz. 19 w Operze Krakowskiej, podczas oficjalnej gali zamknięcia 5. Off Plus Camery, poznamy zwycięzców konkursów międzynarodowego i polskiego. Nim to się stanie, przyjrzymy się jeszcze kilku festiwalowym tytułom.

SHE MONKEYS (reż. Lisa Aschan)

Drugi po Tomboyu konkursowy film o trudach dorastania. 
Nastoletnie woltyżerki Emma i Cassandra, zaczynają dziwną, niepokojącą relację opartą na serii wyzwań i wzajemnych prowokacji. Początkowo dotyczą one jedynie osiągnięć gimnastycznych, z czasem zaczynają ogarniać także ich życie erotyczne. Destrukcyjna więź bohaterek zaczyna promieniować na otoczenie, w tym na kilkuletnią siostrę jednej z nich, która podkochuje się w starszym kuzynie. 
To, co wyróżnia film Lisy Aschan, to emocjonalny dystans, z jakim podaje nam kolejne porcje tej dwuwątkowej historii. Z ekranu przyjemnie wieje bergamanowskim chłodem, także dzięki wycezylowanym zdjęciom Lindy Wassberg. Gdybym jednak miał wybrać pomiędzy She Monkeys a Tomboyem, postawiłbym na francuską wersję siostrzanych dylematów w poszukiwaniu seksualnej tożsamości - strukturalnie pełniejszą i emocjonalnie bardziej angażującą widza.
(2 x KLAPS! = całkiem dobry film)

THERE BE DRAGONS (reż. Roland Joffé)

Dziennikarz przygotowujący biografię św. Josemaríi Escrivy, słynnego założyciela organizacji Opus Dei, o pomoc w dokumentacji prosi swego ojca, który świętego znał osobiście. Retrospekcje przenoszą akcję filmu do ogarniętej wojną domową Hiszpanii lat trzydziestych, która staje się tłem dla filmowych wydarzeń.
W swojej długoletniej karierze Roland Joffé, honorowy gość tej edycji Off Plus Camery, zrobił dwa wybitne filmy. Tytuł, który przywiózł ze sobą do Krakowa, nie jest jednym z nich.
W swojej nowej produkcji autor wspaniałych Pól śmierci (1984) i Misji (1986) daje nam połączenie południowoamerykańskiej telenoweli z pompatycznym kinem batalistycznym. Żeby widz czasem nie zauważył tandety, jaka zionie na nas z ekranu, Joffé zdecydował się zagłuszyć nasze zmysły łzawą symfonią, która towarzyszy praktycznie każdej scenie. Bogaty w upstrzające ekran historyczne przypisy, film sprawia wrażenie propagandowego tekstu, skleconego na zamówienie rządu Hiszpanii. Czy tak naprawdę jest, trudno powiedzieć, ale jedno jest pewne: teraz także Hiszpanie ma swoją Bitwę Warszawską - równie wybitną, jak nasza.

(4 x KLAPS! = film słaby)

TYRANNOSAUR (reż. Paddy Considine)

Paddy'ego Considine'a, jednego z najciekawszych brytyjskich aktorów, znamy głównie z niszowych produkcji Wyspiarzy (Nasza Ameryka Jima Sheridana czy zeszłoroczna Moja łódź podwodna Richarda Ayoade). Prezentowany w sekcji "Nowe kino brytyjskie" Tyrannosuar to wywiedziony z kina Kena Loacha i Mike'a Leigh dramat społeczny pierwszej próby. Genialny Peter Mullan, który gra tu samotnego sześćdziesięciolatka, znów ma w sobie tę obezwładniającą energię frustrata, która dała mu zabłysnąć czternaście lat temu w Jestem Joe wspomnianego Loacha. Partnerują mu równie magnetyczni Olivia Colman (Żelazna dama) i Eddie Marsan (Sherlock Holmes: gra cieni), a sama niewesoła historia dojrzałych kobiety i mężczyzny walczących z obezwładniającą samotnością, trzyma w napięciu jak dobry dreszczowiec.
Tyrannosuar to reżyserski debiut godny pierwszego filmu innego brytyjskiego aktora, Tima Rotha, którego Strefa wojny gościła na zeszłorocznej edycji festiwalu. Wielka szkoda, że film Considine'a nie bierze udziału w konkursie głównym - na bank stałby się jego czarnym koniem.

(1,5 x KLAPS! = bardzo dobry film)

Źródła: Off Plus CameraStopklatka

1 komentarz: