piątek, 4 stycznia 2013

2012: ROK W KINIE


Przepowiadali, grzmieli, przestrzegali, a my - z wyobraźnią rozbudzoną filmami Rolanda Emmericha (Pojutrze, 2012) - czekaliśmy, czekaliśmy i... się nie doczekaliśmy. 365 dni roku zapowiadanej apokalipsy minęło, a świat, jak się kręcił, tak kręci się nadal.

W 2012 r. (i wcześniej) kręciły się też filmy, niekoniecznie wieszczące koniec świata (chociaż takie też były), które z mniejszym lub większym poślizgiem na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy docierały do naszych kin. Poniżej znajdziecie zestawienie tego, co w 2012 r. KLAPS!owi najbardziej przypadło do gustu. Dzisiaj miejsca od 20 do 11.

20 >>>> THE RAID (reż. Gareth Evans, dystr. 2M Films)
Kino kopane najlepsze lata ma już za sobą - tak przynajmniej można wnioskować, widząc, ile filmów akcji produkowanych w Azji trafia obecnie na światowe ekrany. Bez nazwiska Jeta Li lub przynajmniej Donniego Yena  nie ma co liczyć na szeroką dystrybucję w dzisiejszej rzeczywistości minimalizowania ryzyka filmowych inwestycji. Tym bardziej cieszy sukces tej skromnej indonezyjskiej produkcji, która bez wsparcia ludzi z wielkim nazwiskiem, w 2012 r. zdołała objechać cały świat, przypominając wszystkim, za co publiczność uwielbiała filmy kung-fu lat '70. Świadomie umowna fabuła, programowo przesadna brutalność, posępny ton i aktorzy, których nie bez kozery nazywa się mistrzami sztuk walki - te składniki tego świetnie sfotografowanego filmu Garetha Evansa zaważyły na jego sukcesie. W dobie wysługiwania się green screenami i motion capture, na ekranie nic tak nie orzeźwia, jak profesjonalna kaskaderska robota ludzi z krwi i kości, którzy nie boją się dostać po pysku.

19 >>>> BESTIE Z POŁUDNIOWYCH KRAIN (reż. Benh Zeitlin, dystr. Gutek Film)
Nie sposób nie przyznać racji akademikom, którzy od lat wieszczą, że kino - jak cała kultura - do cna wypaliła się już jakiś czas temu. Od lat powtarzają, że nie czeka nas już nic nowego, że teraz można już tylko mniej lub bardziej odtwórczo przerabiać to, co powiedzieli inni. Wtedy, ni stąd ni zowąd pojawia się coś tak niecodziennego i oryginalnego jak debiutancki film Benha Zeitlina, i nagle dyskusje o końcu kina zaczynają z wolna przycichać. Bestie z południowych krain to żadne arcydzieło, ale reżyserowi na pewno nie można odmówić inwencji w tworzeniu własnego języka filmowego. Całości dopełnia zjawiskowa Quvenzhané Wallis - dziewięciolatka, która tchnęła ducha w jego ekologiczną baśń. 

18 >>>> SKYFALL (reż.Sam Mendes, dystr. Forum Film)
A skoro już jesteśmy w temacie odtwórczości i kultury remiksu: czy istnieje seria bardziej skonwencjonalizowana od przygód niezniszczalnego macho z MI6? Pewnie trudno byłoby taką znaleźć, ale nie oznacza to wcale, że przy odrobinie dobrej woli i szacunku do konwencji nie da się nam sprzedać Bonda raz jeszcze - bez tandety, nachalności i tanich zagrywek. Realizując Skyfall, Sam Mendes zaakceptował agenta 007 z całym dobrodziejstwem inwentarza (zarówno tego sprzed, jak i po wizerunkowej wolcie Casino Royale), i dzięki mądrej gospodarce bondyzmami wszelkiej maści, pół wieku po premierze pierwszego filmu serii dał nam Bonda, który angażuje współczesnego widza jak Mroczny Rycerz Nolana, jednocześnie trzymając staroświecki dystans charakterystyczny dla klasycznych odcinków z Rogerem Moore'em. Kinowa rozrywka na najwyższym poziomie.
Całość recenzji tutaj.

17>>>> SPADKOBIERCY (reż. Alexander Payne, dystr. Imperial - Cinepix)
Spadkobiercy - podobnie jak W chmurach (2009) Jasona Reitmana trzy lata temu - to także niebanalny komentarz do aktualnej kondycji sponiewieranego amerykańskiego ducha. Opisując niełatwy proces godzenia się ze stratą na przykładzie hawajskiej rodziny Kingów, Payne próbuje dać ukojenie milionom swoich rodaków, którzy - oszukani przez państwo i finansistów, którym powierzyli oszczędności całego życia - podobnie jak zdradzony przez żonę Matt muszą odnaleźć metodę w hiobowym losie, jaki stał się ich udziałem. Reżyser ani nie krytykuje, ani nie próbuje nikogo na siłę zagłaskać: rozgoryczenie bohaterów przedstawia w kontraście z malowniczymi pejzażami hawajskich wysp i śpiewnym folklorem Polinezyjczyków, dając ludzkiemu bólowi i pięknu natury równe prawa w emocjonalnej strukturze swojego filmu. Co cieszy najbardziej, robi to bez ironii czy sarkazmu tak dzisiaj popularnych w formule współczesnego komediodramatu (kłania się Poważny człowiek braci Coen). I słowem nie wspomina o tym, że Hawaje są miejscem narodzin aktualnego Prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Całość recenzji tutaj.

16 >>>> NIETYKALNI (reż. Eric Toledano i Olivier Nakache, dystr. Gutek Film)
W czasach, kiedy najlepszy zarobek w kinie robi się na walkach robotów, goliźnie i sercowych rozterkach wampirów, nieczęsto zdarza się, by ktoś chciał inwestować w obrazy z niekrytym zacięciem społecznikowskim. Francuzi podjęli to ryzyko przy Nietykalnych i wyszli na tym dobrze w dwójnasób: 1. historia przyjaźni sparaliżowanego arystokraty z chłopakiem z przedmieść Paryża stała się najbardziej kasowym filmem nad Sekwaną, 2. obrazowi Toledano i Nakachego choć trochę udało się zasypać rowy dzielące dzisiejsze francuskie społeczeństwo. I choć ta oparta na faktach historia bała się być do końca prawdziwa (pierwowzór postaci czarnoskórego pielęgniarza w rzeczywistości jest Arabem), jej pozytywistyczne zapędy i tak zasługują na pochwałę, bo przedstawione zostały z polotem i bez taniego moralizatorstwa. A jak nie od dziś wiadomo, bez tandety tworzyć ku pokrzepieniu serc to najtrudniejsza ze sztuk.

15 >>>> POKŁOSIE (reż. Władysław Pasikowski, dystr. Monolith)
Idąc na Pokłosie, byłem przekonany, że Pasikowski - do twórczości którego sam mam dosyć ambiwalentny stosunek - położy film na całej linii przygnieciony niewyobrażalną wręcz wagą tematu polskiego antysemityzmu przekazywanego z pokolenia na pokolenie. Widać jednak, że przez te wszystkie lata spędzone na kręceniu kolejnych serii Gliny i dopieszczaniu scenariuszy Katynia i Hansa Klossa. Stawki większej niż śmierć Pasikowski po cichu zbierał siły, by w końcu zrobić film na miarę jego talentu. Więcej niż zadowalający efekt jego pracy przy Pokłosiu połączony z informacją, że niepokorny reżyser w następnej kolejności zajmie się tematem polskich agentów CIA w strukturach wojskowych PRL, daje nadzieję, że powrót Pasikowskiego na polskie ekrany może naszej kinematografii wyjść tylko na dobre. Witamy z powrotem, panie Władysławie!
Całość recenzji tutaj.

14 >>>> ATLAS CHMUR (reż. Andy & Lana Wachowski, Tom Tykwer, dystr. Kino Świat)
W krytyce filmowej - jak w każdym innym zawodzie - zdarzają się pomyłki, ale tego, co Richard Zoglin i magazyn Time zrobili dla wspólnego filmu Wachowskich i Tykwera, nie da się nazwać inaczej jak brakiem dziennikarskiej odpowiedzialności. Tak, ta wysokobudżetowa produkcja nie miała szczęścia pod względem frekwencji w amerykańskich kinach, ale oficjalne uznanie Atlasu chmur za najgorszy film roku przez pismo o takim zasięgu i renomie, nie jest przykładem profesjonalizmu, a zwykłym kopaniem leżącego. Odważna adaptacja niełatwej powieści Davida Mitchella nie miała szczęścia do publiczności, ale w 2012 r. była jedną z najbardziej wystawnych i ambitnych produkcji zrealizowanych poza systemem studyjnym. Atlas chmur jest ckliwy i przepełniony oczywistymi prawdami o życiu, ale to, w jak efektowny sposób te komunały nam przedstawia, sprawia, że chce się, żeby tę temporalną epopeję opowiadano nam bez końca. Sześć historii rozgrywających się w różnych epokach, sześć różnych gatunków filmowych, a wszystko tak spójne i dopieszczone jak nie zdarza się w jednym filmie zrealizowanym przez pojedynczego reżysera (co dopiero w sześciu zrealizowanych przez troje). Najbardziej niedoceniony film roku.

13 >>>> MISIACZEK (reż. Mads Matthiesen, dystr. Aurora Films)
Trzydziestoośmioletni Dennis jest zawodowym bodybuilderem, który wciąż mieszka z matką na przedmieściach Kopenhagi. Mimo imponującej muskulatury i usposobienia, które przyciąga płeć przeciwną, Dennis nie potrafi nawiązywać relacji z kobietami, a życie z zaborczą matką coraz bardziej jest mu nie w smak. Kiedy wujek żeni się z poznaną podczas wczasów w Tajlandii miejscową dziewczyną, bohater postanawia odwiedzić egzotyczny kraj i poszukać partnerki, która pozwoli mu wyrwać się z toksycznej relacji z rodzicielką.
Duńczyk Mads Matthiesen zrobił film, który będąc skromnym i wyciszonym, jednocześnie dominuje nad widzem, co idealnie wpisuje się w charakter głównego bohatera, fenomenalnie granego tu przez niejakiego (nie mylić z nijakim) Kima Kolda.
Całość recenzji filmu nagrodzonego na MFF Off Plus Camera 2012 znajdziecie tutaj.

12 >>>> PRZETRWANIE (reż. Joe Carnahan, dystr. Forum Film)
W filmie Carnahana największe wrażenie robi niemalże grobowy ton - tak różny od chłopięcej błazenady jego Drużyny A (2011). Nowy film reżysera - rozrywkowy mniej więcej tak, jak fatalistyczna proza Cormaca McCarthy'ego - poraża wręcz obrazem koszmarnych realiów alaskańskiego odludzia i tego, jak bezbronny staje się człowiek wobec potęgi natury. Tym bardziej, że grupa ludzi, którzy próbują przeżyć atakowani przez watahę przerośniętych wilków, to nie jakieś miastowe wymoczki, ale chłopy na schwał, którzy do pracy na Alasce nie trafili przez przypadek, ale dzięki swoim warunkom - tak fizycznym, jak psychicznym. Carnahan i aktorzy włożyli dużo pracy, by sześcioosobową grupę oblepionych śniegiem rozbitków zróżnicować na tyle, by nie zlewali się w męską masę: są tutaj zarówno rozgadani panikarze, stoicy, jak i małomówni zdroworozsądkowcy. I oczywiście znajdzie się wśród nich taki, który zakwestionuje przywództwo samca alfa...
Całość recenzji tutaj.

11 >>>> OBŁAWA (reż. Marcin Krzyształowicz, dystr. Kino Świat)
Oglądając Obławę, jak mało kiedy w polskim kinie odnosi się wrażenie obcowania z efektem pracy człowieka, który dokładnie wiedział, jaki film chce zrobić (obraz dedykowany jest żołnierzom Armii Krajowej, w tym Adamowi Krzyształowiczowi - ojcu reżysera i pierwowzorze postaci kaprala Wydry), i udało mu się dopiąć swego. Pewność siebie na granicy bezczelności i pełna świadomość zarówno własnych sił twórczych, jak i tego, co można osiągnąć w ramach posiadanych środków - te cechy reżysera Obławy sprawiły, że jego hołd dla partyzanckich losów ojca, choć skromny pod względem metrażu (zaledwie 90 min.), jest jednym z najciekawszych osiągnięć ostatniej fali kina dzisiejszych czterdziestolatków (obok Róży SmarzowskiegoKi Dawida i Wymyku Zglińskiego). Po raz kolejny okazuje się, że wypowiedzi o nieciekawej kondycji polskiego kina, to nic tylko biadolenie ludzi, którym w krew weszło ciągłe powtarzanie, że "jest źle". 
Całość recenzji tutaj.


I tak to wygląda, jeżeli chodzi o pierwszą dziesiątkę. Jak już KLAPS! poradzi sobie z nawałem obowiązków, jakim powitał go rok 2013, poznacie miejsca od 10 do 1 oraz listę największych filmowych wtop 2012. Tymczasem cieszmy się pierwszymi dniami Nowego Roku - tym bardziej, że to właśnie w styczniu przyjdzie nam w końcu zapoznać się z najciekawszymi dystrybucyjnymi spadochroniarzami z grudnia 2012 r.: Życiem Pi Anga LeeLes Misérables - Nędznikami Toma Hoopera, Ralphem Demolką Richa Moore'a i Django Quentina Tarantino.

Źródła: materiały dystrybutorów, Time, Kino Radio

3 komentarze:

  1. Rzeczywiście nazywanie "Atlasu chmur" najgorszym filmem roku to zdrowa przesada (Time pewnie zanotował dzięki temu wzmożony ruch w swoim serwisie internetowym, ot cała tajemnica), ale na liście najlepszych filmów roku też bym go nigdy nie umieścił. Przede wszystkim dlatego, że jest bardzo nierówny. Z jednej strony mamy znakomity segment komediowy, a z drugiej nieznośnie nadętą historię młodego prawnika i czarnoskórego niewolnika, interesująca historia utalentowanego kompozytora przeplatana jest schematycznym SF z puentą prostą jak budowa cepa. Nie wiem, czy w książce różnice w poziomie poszczególnych historii są podobne, czy po prostu Tykwer lepiej odrobił zadanie czy Wachowscy, ale nie ma to przy końcowej ocenie większego znaczenia. Efekt jest średni i tak też "Atlas chmur" oceniam.

    Co do samego podsumowania, przejrzałem właśnie listę filmów, które pojawiły się w naszych kinach w zeszłym roku i muszę powiedzieć, że miałbym niemały problem wybrać aż 20 filmów, które z czystym sumieniem mógłbym polecić. Nie widziałem jeszcze kilu filmów, które powinny mi przypaść do gustu (między innymi "Mistrza", "Misiaczka", "7 psychopatów"), ale nawet mając to na uwadze wydaje mi się, że to był dość słaby rok...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinno być oczywiście: "(...) Tykwer lepiej odrobił zadanie niż Wachowscy".

      Usuń
  2. Film mocno podzielił widzów, to na pewno. Z ewentualnym rewidowaniem swojego zdania poczekam, aż film pojawi się na DBD/BR, bo to trzeba obejrzeć przynajmniej dwa razy. A i książkę przeczytać nie zaszkodzi.

    OdpowiedzUsuń