poniedziałek, 17 lutego 2014

ROBOCOP (2014)


Stany Zjed., 2014, 108 min.
Produkcja: Marc Abraham, Eric Newman, Brad Fischer
Reżyseria: José Padilha
Scenariusz: Joshua Zetumer
Zdjęcia: Lula Carvalho
Montaż: Peter McNulty, Daniel Rezende
Muzyka: Pedro Bromfman
Scenografia: Martin Whist
Kostiumy: April Ferry
Obsada: Joel Kinnaman, Gary Oldman, Michael Keaton, Jackie Earl Healey, Abbie Cornish i inni
Dystrybucja: Forum Film Poland

FADE IN: Uwielbiam to uczucie, kiedy film, który już przed premierą wszyscy zdążyli spisać na straty, okazuje się miłym zaskoczeniem.

Nowego Robocopa obawiałem się z dwóch powodów. Pierwszy to fakt, że właśnie tym filmem Brazylijczyk José Padilha (dyptyk Eliterni), jeden z najciekawszych reżyserów Ameryki Płd., rozpoczyna pracę w Hollywood (a wiadomo, że tam zadebiutować źle, to gorzej niż nie zrobić tego wcale). Drugi powód jest bardziej oczywisty: oryginalny RoboCop (1987) Holendra Paula Verhoevena był jedną z najciekawszych satyr na lata 80., jakie Ameryka dostała pod koniec dekady reaganomiki, wyścigu zbrojeń i przesadzonych fryzur – po co ktoś miałby ponad ćwierć wieku później próbować przeszczepiać to na dzisiejsze realia, początkowo trudno było zrozumieć.

Seans przynosi całkiem satysfakcjonującą odpowiedź. Okazuje się, że bliska przyszłość wg Verhoevena, wówczas wzorowana na latach 80., niespecjalnie różni od tego, gdzie my - jako ludzkość – znajdujemy się obecnie. Tym samym Padilha w swojej wersji jeszcze bardziej skraca dystans pomiędzy światem realnym a przedstawionym, bo możliwość zaistnienia warunków, którą inicjują opowiadaną historię (wsadzenie resztek człowieka w pełni funkcjonalny egzoszkielet), na tę chwilę ogranicza wyłącznie miejsce, w którym znajduje się nowoczesna medycyna i robotyka. Pewnie nie minie dekada i sami będziemy otwierać subkonta, by odkładać na lepszy części zamienne do naszych stopniowo obumierających organizmów.

Wychodząc z tego prostego założenia, debiutujący scenarzysta Joshua Zetumer wraz z reżyserem nowego Robocopa starają się znaleźć dzisiejsze odpowiedniki tego, co znamy z oryginału. W ten sposób demoniczne OCP to tym razem nie tylko potentat zbrojeniowy (którego sprzęt jest podstawą kontroli, jaką USA sprawuje w Afganistanie), lecz także dobroczyńca fundujący robocie kończyny Amerykanom okaleczonym w trakcie misji poza granicami kraju. Z kolei szef OmniCorp, z wysuszonego technokraty zajmującego się wyłącznie monitorowaniem zysków korporacji, zmienia się w natchnionego technologa (w rodzaju Steve’a Jobsa), walczącego z senatem USA o to, by jego maszyny wspomagały służby nie na terenach okupowanych, ale na ulicach Stanów Zjednoczonych. Co jednak ma zrobić wizjoner z kompleksem Boga, gdy 90% społeczeństwa nie chce jego technologii w swoich miastach? Jak przekonać opinię publiczną do tego, że roboty to dobry pomysł? Gdy Michael Keaton na końcu pierwszego aktu wychodzi z pomysłem: „We're gonna put a man inside the machine”, wiemy już, że ten remake został przemyślany dużo lepiej niż nam się to początkowo wydawało.

Michael Keaton, jedna z najbardziej charyzmatycznych gwiazd lat 80. (Beetlejuice, Batman, Pacific Heights), w końcu z powrotem na dużym ekranie, w końcu w roli na miarę jego talentu.

Nowy Robocop nie mierzi właśnie dlatego, że został zrobiony z nietypową dla takich produkcji pomysłowością i szacunkiem dla poprzedników (dla porównania wystarczy popatrzeć na zeszłoroczną Pamięć absolutną Lena Wisemana – remake, który może i fajnie wygląda, ale oryginalności nie ma w nim za grosz). Padilha nie kopiuje rozwiązań Verhoevena a znajduje dla nich własne odpowiedniki, dzięki którym nowa wizja staje się jeszcze bogatsza (np. charakterystyczne telewizyjne przerywniki z oryginału zastąpiono publicystycznym programem prowadzonym przez faszyzującego republikanina - w tym epizodzie Samuel L. Jackson). W pewien sposób filozofią podejścia do tematu Padilha przypomina tu Christophera Nolana, gdy ten brał się za przywrócenie godności postaci Batmana. Brazylijczyk podobnie na tapecie miał popkulturową ikonę, która zaczynała dobrze, by później zostać obdarta z wszelkiej godności przez ludzi, którym zależało wyłącznie na szybkim zarobku (kto widział RoboCopa 3, ten wie, o czym mówię); i tak samo jak Nolan wcześniej, nie próbował wpisać się w kanon tego, co stworzyli inni, tylko zaproponował swój własny, oparty na podstawowych przesłankach oryginału. I bardzo dobrze, bo jeżeli w 2014 r. na kimś się wzorować, to na tych, którym tego typu aktualizacje nie wyszły bokiem, a faktycznie pozwoliły daną postać umiejscowić w bardziej współczesnym kontekście.

Nie, Robocop na motorze nic a nic nie przypomina nolanowskiej wersji Batmana. Gdzie tam, ani trochę.

Nie obyło się jednak bez defektów. Nowy Robocop może i został dobrze zaprojektowany, ale produkt końcowy potrafi także niemile zazgrzytać – po ¾ filmu, gdy nakreślone wątki zaczynają zmierzać ku rozwiązaniu, czuć wyraźny spadek na jakości. Rozważania na temat etyki i tożsamości, którymi do tej pory inkrustowany był scenariusz, dosyć szybko ustępują miejsca typowej, mało ciekawej konfrontacji czarnego charakteru z głównym bohaterem. A czego by nie powiedzieć o obsadzie, ten ostatni do specjalnie zjawiskowych nie należy; bo przy wszystkim tym, co w filmie cieszy, sam Robocop, czyli Joel Kinneman (Dochodzenie), wypada dosyć blado przy pamiętnej kreacji Petera Wellera. Powód? Kinneman w swej roli jest paradoksalnie zbyt ludzki - mniej z własnej winy, a bardziej z winy scenariusza (w tej iteracji nasz robokrawężnik jest mniej ubezwłasnowolniony niż u Verhoevena). Teoretycznie aktorstwu Kinnemana niczego zarzucić nie można (a już na pewno nie głosowi, który jest konkretnie władczy), niemniej jednak jego ból nie jest tą katorgą i zdezorientowaniem, które tak minimalistycznie przezierały ze sztywnej maski pierwszego Aleksa Murphy'ego. Za dużo cop, za mało robo.

Na szczęście drugi plan nadrabia, i nadrabia dobrze. Wspomniany już wcześniej Keaton (którego chciałoby się jeszcze więcej), Gary Oldman - z zaskakująco rozbudowaną rolą technomedyka OCP, który matkuje nowej tożsamości Aleksa, i Abbie Cornish (7 psychopatów, Sucker Punch) w poszerzonym wątku żony głównego bohatera. Największym zaskoczeniem filmu jest jednak niepozorny Jackie Earle Healey (Małe dzieci, Watchmen-Strażnicy), który w roli wygadanego najemnika na usługach OCP czuje się jak ryba w wodzie. Mam nadzieję, że sceny z jego udziałem, które nie weszły do kinowej wersji filmu, znajdą się na DVD/BR, bo słuchanie jego bezczelnych docinkó to czysta przyjemność.

OK, przyszła pora, by w końcu poruszyć najbardziej delikatną kwestię związaną z tą wersją Robocopa: kategorię wiekową. Wierzcie mi, może nie uświadczycie tu malowniczego rozstrzeliwania korporacyjnych japiszonów przez masywnego ED-209, ale Padilha ma swoje sposoby, by akcja w jego filmie nie była przesadnie ugrzeczniona (znów kłania się Nolan i Mroczny rycerz, gdzie podobnie udało się zachować kontrowersyjne momenty – jak chociażby słynna scena z ołówkiem). Nowy Robocop to jeden z niewielu przykładów "dorosłych" produkcji, którym niższa kategoria wiekowa krzywdy nie czyni.

RoboCop lat 80. był ubraną w formułę komiksu SF przypowieścią o zmartwychwstałym mesjaszu, który w srebrnej zbroi zaprowadzał porządek w pełnym występku Detroit - filmem brutalnym, symbolicznym, nie stroniącym od sarkazmu. Wersja na rok 2014 może i nie jest aż tak pojemnym tekstem (a już na pewno nie uświadczymy w niej religijnych nawiązań), ale przygotowana została tak zmyślnie, że nie sposób mieć za złe, że znane danie serwowane jest nam raz jeszcze. Kotlet, gdy odgrzany po brazylijsku, też może smakować dobrze.

(2 x KLAPS! = całkiem dobry film)

FADE OUT: Jeżeli powyższe  nie przekonało was, by nowemu Robocopowi dać szansę, może do rozsądku przemówi wam spojrzenie na naukowe podstawy tego, co zaprezentowano w filmie. Tak, to jest materiał reklamowy, więc pewnie wszystko to grubymi nićmi szyte, ale i tak jest to dobry wstęp do tego, co zobaczycie w kinie. Część pierwsza poniżej, druga tutaj.



Źródła: materiały dystrybutoraYouTube, Metacafe

3 komentarze:

  1. Prawda, zrobione to jest niegluioa, ale ja i tak wole oryginal, tutaj zabraklo tego "czegos'...

    Alfred Melina

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajna recenzja; zdecydowanie zacheca do ogladniecia remake'u. Mysle ze to tez dobra okazja zeby sobie odswiezyc stare czesci filmu. Byl chyba tez serial Robocop jesli sie nie myle?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serial był a nawet trzy (dwa aktorskie, jeden animowany). Ale poziomem - niestety - żaden z nich nie odstawał od telewizyjnych przerywników z pierwszego i drugiego filmu (a przecież one spejalnie zrobione były tandetnie). Na szczęście w nowym filmie bardziej przyłożono się do jakości i ogląda się to bez wstydu.

      Usuń