poniedziałek, 13 października 2014

[SZYBKI KLAPS!] ZAGINIONA DZIEWCZYNA


Stany Zjed.2014, 149 min.
Reż. David Fincher
Dystrybucja: Imperial - CinePix

Z Davidem Fincherem mam taki trochę love-hate relationship: z jednej strony jest to reżyser, którego wizualnie wysmakowane teledyski i pierwsze pełne metraże w latach 90. chłonąłem jak gąbka (który nastolatek nie kocha Podziemnego kręgu?), z drugiej im dalej w las, tym sarakstyczny pesymizm jego filmów coraz bardziej był mi nie w smak. Przedostatni film Finchera, czysto formalna zabawa w postaci remake'u szwedzkiej Dziewczyny z tatuażem, zionął takim nihilizmem i odreżyserską wyższością nad widzem, że wręcz zdecydowałem się odpuścić sobie kolejny film Finchera. Jak powiedziałem, tak... nie zrobiłem, bo, sorry, ale okazji do zobaczenia drewnianego Bena Afflecka w filmie Finchera przepuścić po prostu nie mogłem. 

Co ciekawe, Ben Affleck sam zabiegał o to, by zagrać w Zaginionej dziewczynie. By móc pracować z Fincherem, przesunął w czasie swój kolejny reżyserski projekt (Live by Night, premiera w 2016 r.). "To jedyny reżyser, jakiego znam, który na planie jest w stanie każde zadanie wykonać lepiej od osób specjalnie w temu celu zatrudnionych". Affleck nawet założył się z jednym z członków ekipy, że reżyser nie zauważy różnicy, kiedy ten na chwilę przed ujęciem minimalnie zmieni ustawienia obiektywu. Kilka minut później, gdy ruszyła kamera, panowie usłyszeli: "Czemu widzę nieostry obraz?". 

Jakoś nietrudno mi uwierzyć w powyższą historyjkę z planu, którą wyczytałem na IMDB, bo przy całej mojej niechęci do tego specyficznego spojrzenia na świat, które reżyser konsekwentnie serwował nam od Aliena 3 (1992) po House of Cards (2013), Fincher to na planie fachura, jakich mało, a jego filmy pod względem technicznym są tak dopracowane, że scena po scenie powinny być nauczane w szkołach filmowych - jeżeli nie pod kątem scenariusza, to na pewno w kontekście montażu i kompozycji kadru. Przy okazji świetnie zrealizowanej Zaginionej dziewczyny tę naukę można jak najbardziej kontynuować (oprócz chirurgicznego montażu Kirka Baxtera i tradycyjnie posępnych zdjęć Jordana Cronenwetha ten film to także kolejna świetna ścieżka dźwiękowa Trenta Reznora i Atticusa Rossa); jednak tym, co w tej adaptacji powieści Gillian Flynn reżyserowi wyszło najlepiej, to casting i zatrudnienie m.in. Afflecka właśnie.  

Gone Girl, jako filmowa zagadka zaginięcia poczytnej autorki literatury dziecięcej (świetna Rosamund Pike) i jednocześnie traktat na temat kondycji instytucji małżeństwa w XXI w., potrzebował kogoś, kto oprowadzi widza po labiryncie, który skonstruowali Fincher z Flynn. Do bólu pospolity Affleck do tej roli nadaje się jak nikt inny i choć w ekranowej opowieści o konflikcie dwojka małżonków jest jedną ze stron, to dzięki swojej aparycji i luźnemu sposobowi bycia, aktor sprawia, że automatycznie identyfikujemy się z jego postacią (nawet jeżeli ciąży na nim społeczne i medialne oskarżenie o bycie żonobójcą - sugerowane już w zwiastunach filmu). Obsadzenie banalnego Afflecka naprzeciw niepokojąco posągowej Pike to jeden z najlepszych wyborów castingowych tego roku, bo to właśnie dzięki temu kontrastowi temperamentów i opartej na nim medialnej wojnie dwojga małżonków Zaginiona dziewczyna iskrzy aktorsko i tematycznie przez 140 min., trzymając nas na krawędzi fotela jak w najlepszych dreszczowcach Alfreda Hitchcocka. Swoją drogą, król suspensu pewnie z miejsca zakochałby się w talencie Rosamund Pike, bo nie dość, że brytyjska aktorka idelanie wpisuje się w typ tzw. blondynki Hitchocka (najbliższe skojarzenie: Kim Novak z Zawrotu głowy), to swoją zaskakująco niejednoznaczną rolą w Zaginionej dziewczynie Pike włąśnie weszła do hollywoodzkiej ekstraklasy. Potrzeba było Davida Finchera, żeby mało znanej aktorce z kontynuacji Starcia Tytanów, pozwolono pokazać, jak totalnie potrafi zawładnąć ekranem, gdy tylko da jej się szanse.

I w ten sposób można zachwycać się praktycznie nad wszystkimi (bardzo ciekawie obsadzony Neil Patrick Harris!) i wszystkim, co związane z Zaginioną dziewczyną. Nawet ja, który na starość przestałem trawić pesymistyczną wizję świata serwowaną przez Finchera (kontynuowaną także tutaj, a jak), muszę przynać, że jego ostatnia produkcja to filmowa petarda. Tak jak na przełomie wieków adaptacją prozy Chucka Palahniuka reżyser rozprawiał się z konsumpcjonizmem, tak teraz z pomocą Gillian Flynn (która do filmu także napisała scenariusz) podpala lont pod pokładami hipokryzji, które napędzają podstawową jednostkę społeczną współczesnej Ameryki. Zaginiona dziewczyna rezonansu kulturowego na poziomie Podziemnego kręgu raczej mieć nie będzie (nie jest aż tak otwarcie wywrotowa), ale bez dwóch zdań jest to jedna z najbardziej wartościowych produkcji, jakie Hollywood wypluł z siebie w tym roku, I przy okazji diabelnie dobrze nakręcony film.

(1,5 x KLAPS! = bardzo dobry film)

Źródła: materiały dystrybutora, IMDb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz